The Superior Spider-Man – cóż za pozytywne zaskoczenie! -Część 2-


Jeżeli ominęła was pierwszą część felietonu, możecie to nadrobić klikając tutaj. Ale w skrócie mogę powiedzieć o co chodziło nawet teraz - Superior Spider-Man okazał się być jednym z moich największych pozytywnych zaskoczeń ubiegłego roku. Seria z teoretycznie głupiego pomysłu zrobiła coś niepowtarzalnego i wciągającego. Najpierw przeanalizowałem pierwsze cztery tomy, teraz przyszła kolej na drugą połowę.

I muszę przyznać, że ku mojemu (kolejnemu) zaskoczeniu, w drugiej połowie cyklu The Superior Spider-Man niewiele się zmieniło. I wbrew pozorom, uważam, że to dobrze. Sam Otto przez te kilka miesięcy (jak to jest określane w komiksach) staje cię co raz lepszy w swoim nowym "fachu" i sam złapałem się kilka razy na tym, że mu kibicowałem. Widać też, że jego coraz skuteczniejsza ochrona miasta odbija się na jego coraz mroczniejszym kostiumie i większym cynizmie. Najczęściej jednak dobrze było patrzeć na jego niesamowite postępy w obronie uciśnionym.


Kolejne trzy tomy cierpią na te same bolączki co te początkowe. Jest masa odniesień do sytuacji i osób z przeszłości, których nie zrozumie nikt, kto od Superior Spider-Man zaczyna. Najbardziej we znaki z tym dał mi się tom piąty. W nim pojawia się wiele nowych wątków nawiązujących do przeszłości Parkera, oraz Spider-Man z roku 2099. Tom skupia się wręcz na przygodach tych dwóch pajączków, które odbyli razem... kiedyś tam. Ale kiedy? Dlaczego? Jakie były efekty? Komiks ten nie mówi o tym wprost i nie obejdzie się bez dodatkowego researchu.


Poza tym, tom piąty jako jedyny negatywnie zaskoczył mnie jakością rysunków. Te w dużej części okazały się być zwyczajnie paskudne, a Peter Parker już w ogóle nie przypominał nawet tego Parkera przedstawionego w poprzednich tomach. Ale skłamałbym stwierdzeniem, że cała "piątka" to niewypał, bo jest wręcz przeciwnie. Dzieje się mnóstwo, czasami aż trudno nadążyć, do tego są świetne kolory i bardzo dynamiczne kadry.

W przypadku tomu szóstego byłem już znacznie mniej krytyczny, chociaż zrozumieć wydarzenia w dużej mierze było równie trudno. Tytuł Superior Venom nie odnosi się do zmutowanej, silniejszej wersji pasożyta z kosmosu, który ponownie zagraża pajączkowi. To Otto Octavius celowo przyjął na swoje ciało symbionta w celu stania się jeszcze lepszym. Oczywiście, nie trudno się domyślić efektów ubocznych.


Ale zapewne najlepszym tomem jest ten wieńczący całą historię Lepszego Spider-Mana. Cały nafaszerowany akcją, wybuchami, pościgami, bitwami oraz kilkoma nieoczywistymi zwrotami akcji. Lud Goblinów wciągnął mnie najbardziej ze wszystkich. I ponownie, osoby, które znają pajączka tylko z filmów, albo i tego nie, będą mocno zagubieni w kilku różnych goblinach o odniesieniach do poprzednich starć. A jednak magikom odpowiedzialnym za scenariusz udało się przykuć moją uwagę do samego końca. Być może nie stałoby się to bez świetnych kadrów z umysłu Parkera.

Seria The Superior Spider-Man wciągnęła mnie jak dobry serial. Trzymała w napięciu jak dobry film. A rysunki, chociaż nierówne, to zdecydowanie nie są z tych niskiej jakości. Sam cieszę, się że dałem tym kilku tomom szansę, bo nie spodziewałem się po tej idiotycznej zmianie ciał niczego dobrego. Tymczasem, dostałem porządną historię z niebanalnymi tekstami.


Jedyne czego żałuję w tym przypadku to tego, że twórcy postawili na, o ironio, te niespodziewane zakończenie. Zabrakło trochę odwagi, aby wszystkich zaskoczyć i postawić na swoim nowym, "lepszym" Spider-Manie. Nie mniej, uważam, że to idealna lektura przed Spider-Man: Homecoming, który zaraz wchodzi do kin. Zainteresowanym przed lub po filmie, polecam nadrobić, szczególnie, że komiksy te kosztują niewiele, a dają masę dobrej zabawy. Oj, jak to dobrze, że po fatalnej Tequili, mogłem zaleczyć się czymś o tak wysokiej jakości.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz