A więc Tequila jest tak zła jak ostrzegali...


I wbrew pozorom nie mowa tu o trunku wyskokowym. Tequila to komiks narysowany w Polsce, stworzony dzięki wsparciu na serwisie polakpotrafi.pl. Nie zainteresowałem się Projektem Tequila w porę, przyznaję. Dowiedziałem się o nim tak naprawdę już po zakończeniu zbiórki, a gdy wygłodniali patroni domagali się swoich darów. Ostatecznie okazuje się, że wielka dojrzała seria post-apo zakończyła się na marnej powieści i podobnie słabym pierwszym tomie komiksu pt. Tequila: Władca Marionetek.

Jakie to szczęście, że nie jestem z polskim komiksem na bieżąco. Gdybym współfinansował na portalu powstanie tego projektu, byłbym nie lada sfrustrowany efektem końcowym. I pomyśleć, że kiedy zobaczyłem pierwsze informacje po już zakończonej zbiórce powiedziałem do siebie "kurde, szkoda, mogło być fajne".

O czym opowiada cała ta Tequila? Trudno powiedzieć. Komiks zaczyna się szybką retrospekcją jakiegoś bezdomnego wariata spacerującego po pustyni. W pewnym momencie trafia na wrak samolotu, pośród które leży nieprzytomna tytułowa bohaterka. A przy okazji jest naga. Tak, samolot się rozbił (?), ale jej nic nie jest, tylko zdjęła ubranie. Dziewczyna oczywiście budzi się, daje gonga facetowi i zabiera mu ubranie.

Jeżeli ktokolwiek wie, co tu się stało, niech da znać.

Ale oto następuje plot-twist! Dwa lata później Tequila dalej sobie chodzi po pustyni w szatach tamtego pijaka i trafia na gościa, który najpierw próbował ją zabić, a później w sumie uratować... Nie, nie ma to znaczenia. Teoretycznie historią zajmował się Łukasz Śmigiel, ale nie wiem czy jakikolwiek scenariusz do tego komiksu istnieje. Tequila wygląda jak zlepek kilku zupełnie niezwiązanych ze sobą pomysłów stworzonych przez dziecko. Nic do siebie nie pasuje. Nie pomagają dialogi, których tak w sumie to prawie nie ma. A jeśli są, też brzmią jakby były stworzone przez dziecko. 

Rysunkami, czyli to co moim zdaniem jest najważniejsze w komiksie, zajmowała się Katarzyna Babis, teraz szerzej znana w internecie jako kiciputek. I z całym szacunkiem do autorki, tutaj po prostu jej nie wyszło.

Ta scena prawdopodobnie miała być walką.

Rysunki nie są w ogóle dynamiczne, ciężko zauważyć ruch. Do tego sporo z nich wymaga dodatkowego szlifu. Nadal widać tam niestarte ołówkowe (albo cyfrowe) szkice, a wiele kadrów jest po prostu fatalnych. Niektóre sceny są tak pokolorowane, że trudno cokolwiek dostrzec – jest za ciemno. Wszystko wygląda jak szkice. Albo jak amatorski web comic. Przy concept-artach nie przeszkadzałoby mi to, ale... to nie są concept-arty.

I ja rozumiem niewielkie doświadczenie, lub jego brak. Każdy od czegoś zaczyna. Ale to nie znaczy, że powinniśmy z przymrużeniem oka łapać wszystko co nam pod nos się podetknie. W przypadku niedorobionej gry, ląduje ona w koszu z innymi crapami wyśmiewanymi przez nerdy, a słaby film dość szybko zaczyna śmierdzieć zgniłymi pomidorami. Dlaczego komiks miałby być wyjątkiem?

Jedna z najgłupszych scen w komiksie. Tą dwójkę nagle otoczyła zupełnie niewidzialna bariera (?), która sprawia, że wewnątrz jej ludzie starzeją się w ciągu kilku sekund. Jedynym wyjściem z sytuacji jest pocałunek. Tequila oczywiście o tym wiedziała. A co następuje po pocałowaniu obcego faceta? Oczywiście, że dziki seks. Tak, to ta sama dwójka z poprzedniego screena.

Projekt ludzików przedstawionych we Władcy Marionetek nie jest też wyjątkowo oryginalny, co gorsza, wszyscy wyglądają niemal identycznie. Trochę przerażające jest również to, że postaci w stylu pixarowym biegają nago i uprawiają seks. Ale to tylko taka moja dygresja.

Nie zmienia to jednak faktu, że komiks czyta się po prostu źle. Nie potrafię bronić go z żadnej strony. Historii praktycznie brak. Od samego początku te wielkie słowa o mrocznej i poważnej serii dla dorosłych to chyba tylko pretekst do pokazywania rysowanych cycków głównej bohaterki. Nie ma tutaj nic, kompletnie nic, co by zachęcało do dalszego poznawania przedstawionego świata. Nawet ten pseudo cliff-hanger na ostatniej stronie.

Moja rada – unikać. Omijać szerokim łukiem i nie dawać sobie wcisnąć tego za żadne pieniądze. Czasami traficie na to w księgarniach z komiksami, więc jeśli któryś ze sprzedawców zechce wam zaproponować ten koszmarek – wybiegnijcie stamtąd z krzykiem.

Być może to był atak na krabo-pająka. Trudno powiedzieć, czy cokolwiek jakkolwiek się tu poruszyło. W ogóle trudno cokolwiek powiedzieć po tej lekturze.

Szkoda, że sama historia "behind the scenes" tego tworu, którą kiciputek opublikowała na swoim blogu jest znacznie ciekawsza od komiksu. Przykre, że dziewczyna została tak wykorzystana. Sytuacja dobitnie pokazuje to, że biznes to biznes i nie ma tu miejsca na jakiekolwiek ludzkie odruchy i sentymenty. Mam nadzieję, że Tequila nie będzie odbijać się echem w portfolio i Babis i Śmigła, tylko zostanie dość szybko zakopana w odmętach nicości.

Zdjęcia były robione w warunkach polowych. i oczywiście nie odwzorowują prawdziwych kolorów.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz