Danganronpa jest spoko


Wyobraźcie sobie sytuację, w której zostajecie w galerii handlowej na noc, ale wszystkie sklepy są otwarte, bez ludzi, bez obsługi, bez nikogo. Odcięci od świata zewnętrznego, tworzycie sobie wasz własny, wewnętrzny, Możecie sobie buszować po elektronice, myszkować po spożywce oraz robić inne jeszcze bardziej sprośne rzeczy w perfumerii. A teraz wyobraźcie sobie, że jednak nie wiecie, kiedy was stamtąd wypuszczą, a oprócz was jest tam innych 14 obcych ludzi. I że większość centrum jest jednak zamknięta, ktoś jednak was obserwuje i w dodatku każe się pozabijać z pozostałymi osobami, żeby się w ogóle wydostać. Mało tego, po każdym morderstwie następuje proces sądowy, w trakcie którego nie możecie pokazać że to wy zabiliście, bo inaczej to wy zostaniecie podjęci egzekucji. Witamy w Danganronpie.

Będę szczery – zacząłem grać w Danganronpę ot tak, od niechcenia. Stwierdziłem "a co mi tam, spróbuję". Nie miałem ochoty na nową novelkę, a sama tematyka gry też nie zachęcała. Tymczasem po pierwszych dwóch godzinach poczułem się jakbym po latach odkrył Świętego Graala gatunku.


Chociaż tak naprawdę Danganronpa jest zaskakująco "okrojona" jak na przedstawiciela gatunku visual novel. Gatunek ten zawsze był porównywany do książek, nie tylko ze względu na dużą ilość czytania i podejmowania odpowiednich decyzji wpływających na zawiłą fabułę, ale również ze względu na długie i zawiłe opisy myśli bohaterów, ich czynności lub też otoczenia. W związku z czym ostatecznie czytania jest jeszcze więcej niż mogłoby się pierwotnie wydawać.

Ale nie tutaj. W grze z dwukolorowym misiem faktycznie uświadczymy transkrypcje myśli głównego bohatera, ale to by było na tyle. Brak jakichkolwiek szczegółów innych elementów, opisy innych osób są bardzo skromne, natomiast to co już jest, zawsze jest w potocznym, prostym języku. Nie myślałem, że potraktuję to jako jedną z największych zalet gry.


Nie ma co ukrywać, że dzięki takim prostszym opisom jest ciekawiej. Ale też dzięki temu silniejsze jest poczucie faktycznego przebywania zamkniętym ośrodku gdzie rządzi jakiś psychopata i każe nastolatkom wybijać się nawzajem. Pamiętajmy, że nadal mówimy o grze japońskiej, na porządku dziennym jest więc to, że główni bohaterowie dopiero co wyszli z pieluch. Prostsza i krótsza stylistka języka pozwala uwierzyć, że faktycznie jesteśmy wśród licealistów.

Z drugiej strony Monokuma (czyli wspomniany niedźwiadek), który ma chyba rozdwojenie jaźni, potrafi sypnąć srogim tekstem o sensie życia i ludzkiej naturze.

Sani zwiedzanie szkoły przypomina dungeon crawler – ot chodzimy korytarzami w widoku FPP, z tą różnicą, że tutaj nie czychają na nas żadne inne monstra poza zamkniętymi z nami ludźmi... I Monokuma. W ogóle sam fakt, że ktoś steruje ludźmi z ukrytego pomieszczenia poprzez zdalnie sterowanego niedźwiadka musi mocno ryć beret.

Tym bardziej, że plejada gwiazd jest bardzo duża – na start jesteśmy zalani 15 bohaterami, z których każdy ma coś do powiedzenia i w dodatku w swoim "języku" i mało tego – naprawdę porządnie przyłożono się do ukazania ich charakterów i dano nam sporo czasu, aby się z nimi zapoznać – nie rzucają się sobie od razu z nożami do gardeł. I jak to w życiu bywa, że niektórych poznaje się latami, tak samo i w Danganronpie dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę, że ten ktoś kto wygląda jak podejrzany to wcale nie musi być taki zły, ktoś inny wyglądający na niewiniątko jest w stanie mordować z zimną krwią, a jeszcze inny palant... jest cały czas takim samym palantem.


Podobnie jest na rozprawach, które są organizowane, jak już ktoś jednak zginie. Pomimo tego, że pewne wnioski można było wysunąć od razu w trakcie dochodzenia przedprocesowego, to na sali okazuje się, że to jednak nie takie proste, a później sprawa i tak się odwraca o kolejne 180 stopni.

Same rozprawy oraz etap przygotowywania do nich zbierając poszlaki sprawiają, że Danganronpa to chyba najlepszy Phoenix Wright dostępny na rynku. Najpierw samo poszukiwanie wskazówek do popełnionej zbrodni to proces wymagający zwiedzania od nas szkoły, ale tutaj nie musimy tego robić na oślep. Większość dowodów zbierzemy już w pomieszczeniu, w którym cała akcja się odbyła.

 Danganronpa pokazała mi jak ładne, ciekawe i unikatowe mogą być gry z gatunku visual novel. Bardzo komiksowa grafika kontrastująca z niezwykle ciężkim klimatem wprawiającym w stan "wtf". Sama fabuła też jest na tyle ciekawie i dobrze poprowadzona, że nawet jeśli uda się wam coś przewidzieć i domyśleć zawczasu – gra też już to zrobiła, w związku z czym zrobi wszystko tak, aby faktycznie rozwiązanie okazało się inne.

Na sali sądowej również wszystko dzieje się jakoś tak bardziej naturalnie – na ile jest to oczywiście możliwe. W dużej mierze polegają one na rozmowach między głównymi zainteresowanymi, czyli zamkniętymi w szkole uczniach. W ich trakcie rzucamy kontrargumenty w pojawiające się nieścisłości. Tak, to bardzo duży skrót, ale uwierzcie mi – gdybym zagłębił się w samą mechanikę tego co się dzieje na sali sądowej, wpis wydłużyłby się dwukrotnie. Powiedzmy, że w zależności od intensywności dyskusji przyjmowana jest inna mechanika walki z fałszywymi zeznaniami. Całość jest znacznie bardziej skomplikowana niż rzucenie konkretnym dowodem "z plecaka" w odpowiednim miejscu.

Właśnie tak zbija się fałszywe dowody w trakcie rozpraw – dosłownie trzeba namierzyć podświetlony argument i strzelić naszym dowodem jak z rewolwera. Zresztą, w Danganronpie mówi się o nich jako o "amunicji" od samego początku.

Ta naturalność przejawia się również w tym, na czym często Phoenixy kulały. W nich zdarzało się, że do odpowiedzi na zeznania dwa dowody, ale gra wymagała pokazania tego konkretnego. Oprócz tego niektóre rozprawy tak wolno się rozkręcały, aż w zaczynały kręcić się dookoła jednego punktu. Mieliśmy w rękach dowód, który od razu by wszystko zakończył, ale ponownie według gry było na to za wcześnie. Nie czuć tego w Danganronpie. Wszystko idzie odpowiednim tempem i w odpowiednim momencie pojawiają się odpowiednie nieścisłości, które rozbijamy mentalnym rewolwerem.

Najmniej przypadły mi do gustu wszędzie zachwalane egzekucje. Te graniczące z fantastyką a groteskową fantazją psychopaty najczęściej pozostawiały po prostu niesmak. Nie czułem żadnej satysfakcji z "ubicia" kolejnego kłamcy.


Drugą sprawą która wywołała podobny negatywny "wstrząs" mniej więcej połowa gry. Twórcy chyba już nie wiedzieli co zrobić z jednym z uczestników makabry, więc... po prostu się go pozbyli. Oczywiście zgodnie z fabułą i zasadami obecnymi w szkole – jeden uczeń zabił drugiego – ale nadal było tam czuć jakiś taki pośpiech. Brak sensownego uzasadnienia czemu akurat ta osoba w tym konkretnym momencie. Innymi słowy była chyba jedyna kompletnie bezsensowna śmierć, która w żaden sposób nie wpłynęła na rozwój pozostałych bohaterów, wydarzeń, nie pogłębiła też historii charakteru wykonawcy czynu.

Dzisiaj Danganronpę możecie ograć na PSP (tak, jest tłumaczenie, genialne swoją drogą), lub na PS Vita lub PC lub PS4. Szczególnie może was zainteresować oferta na Steamie, ponieważ tam jest ta gra przeceniana niemal na każdej wyprzedaży i to na cenę jakiegoś grubego fastfooda. Sam polecam nadrobić, pomimo 10 lat na karku, przygody niedźwiadka o całkiem dużym rozumku nadal bawią i uczą. I poszerzają horyzonty.

A jeśli nie jesteście z grami za pan brat, to po pierwsze nie wiem co tu robicie, a po drugie możecie sprawdzić mangę na podstawie gry. Tylko, że podobno jest kiepska. A i jeszcze jest anime i kolejne novelki i jeszcze dużo różnych rzeczy i gadżetów. Dla fanów zbieractwa – prawdziwy raj.

Jak zwykle, notkę zacząłem pisać jeszcze przed ukończeniem gry. Nawet nie zdajecie sobie sprawy na ile brutalnych spoilerów nadziałem się przemierzając internet w poszukaniu screenów i wybierając takie, które nie zepsują zabawy i Wam. Ostatecznie wziąłem je z gamefaqs.com.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz