Zmęczenie, zawód, nudy. Kilka słów o Dragon Quest VI: Realms of Reverie [NDS]

Fragment grafiki okładkowej.

Nie spodziewałem się tego typu wpisu i na pewno nie tak szybko. Niestety, tak to jest z niektórymi grami, że jaracie się, gracie i nagle całe podniesienie upada zostawiając gorzki niedosyt i pusty portfel. W przypadku moim i DQVI na szczęście obyło się bez tego ostatniego, ale to tak zwane szczęście w nieszczęściu. Przez dwa miesiące spędziłem z grą nieco ponad 16 godzin, co daje mniej więcej 1/3 fabuły. W połowie lutego, męcząc się strasznie po raz kolejny, postanowiłem, że dam sobie czas do końca miesiąca. Jeśli Realms of Reverie przez ten czas nie zachęci mnie do przedłużenia "zabawy", zajmę się innym tytułem z kolejki. 

Dragon Quest VI pierwotnie wyszło na Super Nintendo w 1995 roku i trafiło tylko na japońskie półki sklepowe. Nie przeszkodziło to grze osiągnąć dość wysokiego wyniku sprzedaży, bo aż 3,2 mln sztuk, co oznacza, że sprzedała się najlepiej ze wszystkich części, które wyszły na SNESa. Dragon Questy są tymi grami, które w pierwszy dzień sprzedaży w Japonii biją rekordy swoje i konkurencji. Kraj kwitnącej wiśni kocha te gry i są tam bardzo popularne. Reklama przednia, co więc może pójść nie tak w remake'u gry? Zastanawiam się jak zacząć, ponieważ skopano wszystko... i nic. 

W grze wcielamy się w bezimiennego (to my nadajemy mu imię) i małomównego (nic nie mówiącego) bohatera, który niczego nieświadomy wkrótce wyruszy w podróż w celu ocalenia świata. Na swej drodze spotkamy masę potworów, dobrych i złych ludzi, towarzyszy broni, trochę pomniejszych zadań pobocznych.Mapa świata jest duża i tylko czeka, aby ją odkryć w całości, a nie będzie to łatwe, ponieważ będziemy wędrować pomiędzy dwoma wymiarami. Można więc powiedzieć, że mamy do odkrycia co najmniej dwie duże mapy. Projektantem postaci do gry jest, jak zwykle, Akira Toriyama, czyli twórca Dragon Balla. Da się to wyczuć, ponieważ ci bohaterowie są żywcem wyjęci z mangi autora, jedynie po drobnych liftingach, zmianach ciuchów (bohater z DQVIII ma wręcz twarz Goku). W taki oto sposób nasz główny bohater to Son Gohan SSJ2, ale z niebieskimi włosami, jeden z towarzyszy to Android #16, a Bulma została kompanem od rzucania czarów. I zupełnie mi to nie przeszkadza, bardzo lubię styl Akiry. Uważam, że ma w sobie "to coś" i nie starzeje się tak jak inne, a już pomijam fakt, że do tej pory jestem gorącym fanem DB, ale być może dało się to wyczuć w którymś, z poprzednich wpisów. Jakby nie patrzeć, Dragon Quest VI: Realms of Reverie, jest grą ładnie narysowaną, zaprojektowaną i zrobioną. Łączy w sobie trójwymiarowe otoczenie z możliwością obrotu kamery o 360 stopni (podobnie jak w IV i V generacji Pokemonów, ale tam nie można obracać kamery) i dwuwymiarowe spirte'y postaci oraz potworków w walkach. Kolory są żywe, a przeciwnicy unikatowi i pięknie się animują, a na dodatek nie są tak rozpikselowane jak powstałe w podobnym okresie Pokemon Black/White. Nie ukrywam, że w pierwszych chwilach gra bardzo mi się podobała i zapowiadało się na długą i fajną przygodę po raz pierwszy z serią. Tak, Dragon Quest IX również mi się nie spodobał, ale to zupełnie inna historia.

Co w takim razie poszło nie tak?

Na dłuższą metę okazało się, że gra jest kompletnie nudna. Wszystko wyglądało tak pięknie jak opisałem na górze, ale tylko przez pierwsze dwie godziny. Nic w DQVI nie zachęca do zdobywania kolejnych leveli, odkrywania nowych zakamarków, rozmowy z NPC-ami. Pomimo kolorowej grafiki, wszystko jest takie... mdłe. Historia kompletnie nie porywa. Całokształt wywierał jakiś taki dziwny wpływ na mnie powodując... senność. Naprawdę, grając pół godziny, miałem wrażenie, że minęło już co najmniej 1,5, a w dodatku czułem nieziemskie zmęczenie. Może to dziwne, ale mam wrażenie, że to denerwująca z wysokimi dźwiękami muzyka tak na mnie działała. Niestety, ta również tylko w pierwszych chwilach okazała się być miła dla ucha. W wielu momentach nie mogłem sobie poradzić. I nie o to chodzi, że ma wysoki poziom trudności, bo jest wręcz przeciwnie. Remake Dragon Quest VI nie stanowi prawie żadnego wyzwania, przynajmniej do momentu, do którego wytrzymałem. Gra jest łatwa i nie angażuje do dalszej zabawy. Chodzi o to, że często jesteśmy pozostawieni sami sobie, bez wsparcia, tutoriala, spisu wydarzeń. Grając w grę raz na pół roku, na pewno nie będziecie wiedzieć co dalej należy zrobić. Wszystko to sprawiło, że pod koniec lutego poddałem się. Odkładam grę na półkę.

Dlaczego więc "wszystko i nic"? Ponieważ, każdy element tej gry jest zrobiony dobrze, tak jak to było zrobione w latach 90. Remake powiela ten schemat, jak to remake, i robi to też bardzo dobrze. Gra zawiera wszystko charakterystyczne cechy dla serii. Jednakże, kompletnie to do mnie nie trafia. Szkoda, ponieważ bardzo chciałem przejść tą część, również ze względu na chęć przygotowania się do premiery DQVII w Europie w tym roku. Moim jedynym pocieszeniem jest to, że nie musiałem wydać majątku na grę (i mam tu na myśli, że kosztowała naprawdę niewiele), a jak patrzę na allegro to mam wrażenie, że powoli staje się rarytasem. Szczerze wątpię, żebym zechciał powrócić do odsłony, mimo to nadal czekam na "siódemkę", a później jeszcze na "ósemkę".

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz