A więc i ja przeszedłem Hollow Knight


Czy niegdysiejsze platformówkowe przygodówki akcji przeżywają swój renesans? Raczej nie. Pomimo genialnych gier takich jaki Ori, Axiom Verge lub Hollow Knight, to są pojedyncze sztuki, które pojawiły się na rynku gier wideo. Patrząc na ilość, dzisiaj półkach sklepowych i ikonkach w wypożyczalniach dominują FPSy. Szkoda. Brakuje mi takich gier. Nie tak dawno temu do zacnego grona dołączyła kolejna perełka jaką jest Hollow Knight. Nie mniej, to nadal kropla w morzu potrzeb, jeden tytuł nie zapełnia tej niszy w gąszczu bliźniaczych strzelanin.

Swój gust growy wyrobiłem nie na izometrycznych erpegach ani na doomowcach, a na platformówkach wszelkiej maści. Na szalenie popularnych 20-kilka lat temu pegazusach było tego od zatrzęsienia i... nigdy mi to nie przeszkadzało. Późniejsza przesiadka na komputer do nauki zaowocowała kontynuacją tradycji i bardzo szybko odnalazłem się w grach typu Rayman, Kangurek Kao a nawet Worms 2 – czyli gier, które wymagały ode mnie nie tyle sprawnego celowania krzyżykiem na środku ekranu a odpowiednio wyważonych skoków i zwinności w pokonywaniu kolejnych wiszących platform. Hollow Knight, pomimo bycia z każdej możliwej strony ogromną metroidvanią, bardzo przypomniał mi te czasy. Bo właśnie jak na samym początku wspomniałem – kiedyś były to platformówki z elementami przygodówki akcji. Termin "metroidvania" powstał z braku lepszego określenia i przyjął się dopiero w okolicach millenium.


Hollow Knight to reprezentant gatunku stworzonego z dwóch innych gier pełną gębą i wykorzystuje jego możliwości w pełni. A do tego bardzo stawia na umiejętności zręcznościowe gracza. Jest w całkowitym 2D, wymaga mnóstwo precyzyjnego skakania oraz niezliczonej ilości cięć obcych żuczków igiełką. Jakkolwiek to brzmi.

A z całą pewnością brzmi dziwnie, i jeszcze dziwniej wygląda. Świat wykreowany na potrzeby Upadłego Rycerza to mroczne królestwo, które jest rezydowane przez mieszkańców przypominające różnego rodzaju robaczki. Większość z nich przypomina mi właśnie żuki. Ba, nawet jeden z bossów to żuk gnojowy taplający się w swoich... zdobyczach.


Teraz to może brzmieć wręcz śmiesznie i niedorzecznie, ale to również może zmylić. Hollow Knight nie jest platformówką dla dzieci. Wykreowany świat jest zaskakująco mroczny i otoczony bardzo przytłaczającą atmosferą. Zwiedzamy tam bowiem upadłe królestwo, a celem głównego bohatera jest... no właśnie, trudno powiedzieć co.

Milczący protagonista nie wyraża żadnych emocji i pytany co chwilę o swoją misję nie łamie tej zasady. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że próbuje odbudować wspomniane królestwo. Z drugiej strony sam czasami miałem wrażenie, że to on chce przejąć te monarchię dla siebie. Czasami jak Goku w Dragon Ball Super dąży do zdobycia jeszcze większej mocy. A jeszcze innym razem wydawało mi się, że zwyczajnie chce dokończyć to czego nie udało się zrobić tytułowemu rycerzowi. No bo jak inaczej można nazwać maniakalne wycinanie w pień resztki mieszkańców, niszczenie fauny lub uporczywe dążenie do uwolnienia zakutego w kajdany więźnia?


Ale pomijając fakt, że Hollow Knight to gra o kolosalnej głębi, najmłodsi odbiją się od tej gry dość szybko z innego, już napomkniętego przeze mnie powodu: jest trudna. Tak, wynika to między innymi z faktu, iż wymaga dużo precyzji w skokach. Przeciwników tutaj na pęczki, a skoro przeciwników, to i walki. Nieskomplikowanej, ale również wymagającej dużo celności i cierpliwości, czasami nawet odpowiedniej metodyki. Szkoda tylko, że żyjemy w takich czasach, że wszystko co jest trudne i wymaga cierpliwości i metodycznego podejścia, jest nazywane Dark Souls gatunku.

W tym przypadku określenie tego typu nie jest też wyjątkowo naciągane. Po każdej śmierci tracimy wszystkie zebrane Geo, czyli walutę tamtejszego świata. Żeby je odzyskać musimy wrócić do miejsca śmierci i ubić ducha powstałego po poprzednim życiu. Jeżeli po drodze do odzyskania tego co nasze, ponownie napotka nas niechybna śmierć, poprzedni duszek przepada i zastępuje go nowy. Z aktualnie zebranym Geo. Szczerze polecam wyjątkowo uważać na siebie w drodze po pieniądze. Utrata nawet kilkuset Geo boli szczególnie mocno, ponieważ tutaj wszyscy chcą od nas haraczu. Jak w prawdziwym życiu. Wszystko kosztuje.


Odkryłeś nowy teren? Płać za mapę. Nowy skill? Pieniążki proszę. Może ulepszenie broni? Kasiorka is needed and not only that. Nowa stacja szybkiej podróży? Dawaj Geo, albo spadaj. To w połączeniu z wyjątkowo ciężką atmosferą potrafi konkretnie zdołować człowieka.

Albo to po prostu ja jestem taki uczuciowy.

Nie mniej, debiutancki projekt studia Team Cherry to kolosalna produkcja dopieszczona w każdym calu i trudno tutaj do czegokolwiek się przyczepić. Lore świata jest głębokie i podobnie jak w Dark Souls odkrywamy jego kulisy różnego rodzaju opowieściami lub notatkami lub za pomocą architektury. Dopieszczenie przejawia się oczywiście w oprawie audiowizualnej. Hollow Knight to graficzny majstersztyk z pięknie rysowanymi tłami, projektami przeciwników i pomysłami na otoczenie. A melancholijną atmosferę dodatkowo potęguje ambientowa muzyka bez żadnych mocniejszych wyrazów poza walkami z bossami. I gdybym naprawdę musiał to chyba właśnie tylko do niewyróżniającego się soundtracku przyczepił. "Problem" polega na tym, że tutaj to wszystko dobrze się zgrywa i pasuje do siebie.


Teraz jedyne czego sugeruję poszukać to wypełnionego pustką rycerza w ulubionym sklepie lub wypożyczalni i wyłożyć odpowiednią ilość gotówki, aby się z tym tytułem zapoznać. Po trzydziestu godzinach gry mogę szczerze polecić te dzieło sztuki wszystkim, również dzieciakom, których przed chwilą odstraszałem. Po kilku latach wrócicie do Hollow Knight i będziecie zaskoczeni, ile rzeczy jeszcze nie odkryliście i nie zrozumieliście. Ja tymczasem niecierpliwie zacieram rączki czekając na sequel. Młodzi twórcy tym niezwykle udanym projektem postawili wysoko poprzeczkę samym sobie. I jak to często bywa z młodymi i zdolnymi twórcami, udaje im się ją przeskoczyć. Jakie będzie Silksong? Przekonamy się o tym w... bliżej nieokreślonej przyszłości.

Jakby co, grałem na Switchu i tylko w trybie przenośnym. Bez jakichkolwiek problemów z płynnością, czytelnością czy też rozdzielczością. 

A screeny wziąłem z GOGa, bo już nie chciało mi się kombinować z przezrzucaniem ich z konsolki Nintendo.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz