Jako że moim następnym zadaniem ma być ubicie prawdziwej bestii, nie tych popłuczyn co do tej pory wyskakiwały z krzaczorów, trzeba się do tego zdania odpowiednio przygotować. Zapytałem się znajomego specjalisty, co ja w ogóle powinienem zrobić, jeżeli Anjanath zabija mnie "na strzała". Znajomek uświadomił mnie w jednej rzeczy – przecież ta gra to festiwal grindu lootu, a ty masz internet.
Faktem jest, że do tej pory nie korzystałem z porad odnośnie tej gry z dość trywialnego powodu – zapomniałem, że jest taka możliwość. Nie dlatego, że alienowałem się w piwnicy w ciągu ostatniego roku czy dwóch, ale dlatego, że od kilku dobrych lat zwyczajnie nie musiałem szukać poradników do gier, poza pojedynczymi przypadkami.
Dlatego poszperałem trochę w sieci i dość szybko okazało się, że do różowego tyranozaura trzeba podejść z odpowiednim przygotowaniem, a nie jak do tej pory zabijanych niewinnych drapieżników. Olśniło mnie, że przecież jest coś takiego jak wikia, czyli
Przy okazji natrafiłem również na aplikację mobilną, która jest podobną bazą danych na temat materiałów i potworów ze świata gry, a z której korzystanie jest znacznie wygodniejsze niż ze wszelakich stron internetowych. To MHWDB, którą możecie pobrać np. stąd i częściowo jest nawet spolszczona. A przy okazji jest całkiem ładna. Polecam zapoznać się również z innymi aplikacjami tego studia, w końcu na Monster Hunter World świat się nie kończy.
Podczas korzystania z tych przeróżnych serwisów poradnikowych przypomniały mi się czasy mojej fascynacji pierwszym Xenoblade, kiedy trzeba było grać tak naprawdę z uruchomionym komputerem i excelem, a nawet i zeszyt by się przydał – jakbyśmy cofnęli się w czasie o 20 lat. Pamiętam doskonale, jak dużo grindowałem i przeszukiwałem masę potworów czy też lokacji, aby tylko odnaleźć jeden item, którego brakuje mi w ilości sztuk 1. Albo i gorzej – brakuje mi ich 4, a przedmiot jest bardzo rzadki. Wtedy jeszcze nie było tak rozwiniętych aplikacji, a wikia miała informacje szczątkowe. To gracze tworzyli odpowiednie dokumenty i spisy, aby móc zdobyć w tej grze wszystko, co się tylko da. Według tamtejszego excela, udało mi się zrobić wszystkie możliwe questy, ale jak wspominałem, zeszło z tym 150 godzin.
No i pobiegałem trochę na wybiegu, aby pozbierać trochę roślinek i innych przydatnych rzeczy. Poodkrywałem też niektóre potwory, bo jak się okazuje, na mapie jeszcze wszystko było odnalezione. A jednym z nich akurat był jeden z tych potworów, które mają potrzebne mi materiały. Ale coś mi tu nie pasowało – przecież ja już z tym błotnym wężem walczyłem. Nie wiem czemu gra myślała, że nie znalazłem Jyuratodusa do tej pory, zdecydowałem jednak nie zastanawiać się nad tym zbyt długo. Ponowne babranie się w błocie. No to pięknie.
I tak przez dobrych kilka godzin. Trochę łażenia po dżungli i ubijania żółtych jaszczurów, trochę przeszukiwania kości, trochę łażenia po błocie i robienia jakichś tam zadań pobocznych z kotami – w sumie to jedno zadanie wpadło po drodze. Ale ogólnie nic specjalnie interesującego. Skupiłem się nad ogarnianiem zadań i śladów, których do tej pory nie ogarniałem, czyli robiłem zadania raczej typowe dla grindu – przynajmniej według ludzi starej daty takich jak ja, którzy jeszcze pamiętają takie czasy. Lub Xenoblade Chronicles.
Ale jak już nałapałem tego, co potrzeba, trzeba było spotkać się z kowalem i tam znowu przejrzeć wszystkie te tabelki parametrów i tym podobne rzeczy. Zupełnie jakbym grał w Excela. Zupełnie jak za czasów... Już zresztą wiecie. Nie mniej jednak wzmocniłem Jawę ekwipunkiem, który powinien być już przeznaczony pod bitwę z Anjanathem. Jako że to ziejący ogniem dinozaur, dobrze działa na niego woda oraz... elektryka. Na razie wyposażyłem się w to pierwsze i trzeba będzie podjąć próbę ubicia potworusa już niedługo. Dnia następnego.