Cóż za piękna gra... Xenoblade Chronicles [Wii]

Grafika promocyjna z logo gry.

Kilka lat temu, kiedy było wiadomo, iż ówczesna generacja chyli się ku końcowi Nintendo zapowiedziało 3 duże gry na swoją stacjonarkę. Były to Xenoblade Chronicles, The Last Story i Pandora’s Tower. Okazało się jednak, że Nintendo of America nie planuje wydać żadnej z nich. Wszystkie trzy miały zostać wydane tylko w Japonii i w Europie. Gracze kraju, w którego każdym szanującym się domu stało Wii, nie mogli przejść obok tej informacji obojętnie. Utworzono społeczność Operation Rainfall. Jej zadaniem było nękanie petycjami, mailami i wszelkimi innymi środkami korespondencji o wydanie wspomnianych gier również w Ameryce. Ostatecznie fani dopięli swego. Trzeba przyznać, mieli rację walcząc do samego końca.

W grze możemy doświadczyć wielu ładnych widoków. I wszędzie tam można pójść.

Na początku nie było nic, tylko ocean, który był bezkresny w swej gigantyczności. Potem powstały dwa kolosy: Bionis i Mechonis. Tkwiły one w niekończącej się bitwie, aż do zadania ciosów ostatecznych, kiedy to obaj zamarli bez ruchu. Dzięki temu, na ich ciałach zaczęło rozwijać się życie. Tak oto na Bionisie powstały rasy: Homs, High Entia oraz nieco mniej przypominająca ludzi, ale jakże zabawna, rasa Noponów. Na Mechonisie wykształciły się maszyny, tak zwane Mechony, oraz Machina, będąca rasą połączoną z ludzi oraz robotów. Opowieść koncentruje się na wiecznej bitwie między ludźmi i maszynami, tak jak kiedyś to miało miejsce między kolosami. Już na samym początku uczestniczymy w kilku walkach, a po ich zakończeniu, główny bohater, Shulk, wraz ze swoim przyjacielem o imieniu Reyn postanawiają wyruszyć w niezwykłą podróż, aby zemścić się za wszelkie krzywdy wyrządzone im i bliskim. Shulk dzierży niezwykły miecz, jakim jest Monado. Dzięki niemu może zobaczyć obrazy kilka chwil naprzód. Ułatwia mu to swą wędrówkę, ponieważ widzi, gdzie ma iść, aby dokonać rewanżu na gigantycznym Mechonie. Niestety przez te wizje, choć zgrabnie poprowadzona, fabuła w pewnym momencie staje się bardzo przewidywalna.

Jednakże najpierw co widzimy to gigantyczny świat bez niewidzialnych ścian. Jedno jest pewne – to największa gra na Wii, a także jedna z największych gier jaka wówczas powstała. Gdzieś czytałem, że świat gry jest wielkości Japonii z naszego prawdziwego życia. Xenoblade Chronicles podzielono na 20 lokacji zupełnie różniących się od siebie. Niektóre są ogromne i otwarte, inne to ciasne, ale długie korytarze jaskini. Różnorodność miejsc podkreśla niezwykle oryginalna i podobnie zróżnicowana muzyka. Jest ona tak barwna, melodyczna, przyjemna dla ucha, aż nie chce się odchodzić od gry, ba w niektóre lokacje przenosimy się tylko po to, aby posłuchać tła dla niej. W dodatku mamy zupełnie inny utwór za dnia, i inny w nocy. W grze obecne są chyba wszystkie gatunki muzyczne, w dodatku zmieszane, tworząc coś zupełnie nowego, jeszcze lepszego. Innymi słowy – ścieżka audio w Xenoblade Chronicles jest przepiękna. To prawdziwe mistrzostwo i arcydzieło. W grze mamy ponad 90 utworów. Każdy utwór jest inny, bo i też każdy z nich pojawia się w zupełnie innej sytuacji. Tak, do każdej sceny, rozmowy, mamy zupełnie inny, nowy utwór, podkreślający uczucia zawarte w danym momencie. Inny utwór za dnia, inny w nocy, inny kiedy przeciwnik sam nas zaatakuje, inny, kiedy to my zaczepiamy stworka, inny też w przypadku unikatowego stworka, a także inny w walce z bossem oraz inny, kiedy mamy już niskie szanse na wygraną albo zmieniamy bieg walki. Moim zdaniem, jest to najmocniejszy punkt w tejże produkcji.

Chyba najbardziej rozpoznawalna lokacja – Bionis Leg. Wielki teren do zwiedzania z piękną muzyką.

Skoro jesteśmy wspomnę o brytyjskim dubbingu. Jestem bardzo mile zaskoczony. Osoby podkładające głosy bohaterom bardzo się przyłożyły do swej roboty. W rezultacie otrzymaliśmy zupełnie różne charaktery, wszystko jest niezwykle barwne, nic nie jest udawane, a prawdziwe. Amerykanie mogą się uczyć od swoich herbacianych przodków. Jeśli natomiast wciąż wolicie oryginał, nie ma problemu. W dowolnym momencie gry można zmienić dubbing z angielskiego na japoński i na odwrót. Miły prezent? Mi osobiście angielska wersja na tyle się spodobała, że przełączyłem tylko na chwilę na japońską i za chwilę zmieniłem ponownie. Wyjątkowo denerwowały mnie japońskie krzyki w tej grze.

Niestety, piękne i niezwykle rozbudowane lokacje, bardzo gryzą się z brzydką grafiką. Nie oszukujmy się, jest ona bardzo brzydka. Nie widać tego z daleka, stąd prześliczne widoki zapierające dech w piersiach, jednakże, gdy przyjrzymy się szczegółom z bliska… uciekamy z powrotem do podziwiania okolicznych zwierząt, ich życia, niekiedy zauważamy nawet życie w symbiozie, a niekiedy rzecz zupełnie odmienną. W trakcie poszukiwań któregoś z surowców zaatakowałem potworka, który powinien go mieć. On zamiast mi oddać, pobiegł do innego gatunku stwora, aby mu pomóc. Tym sposobem zaczęła się walka z całym stadkiem. Innego razu byłem świadkiem dwóch „gangów” potworów stojących naprzeciwko siebie, z zupełnie różnych ras. Atakując jedną z nich, druga nie pomagała. Postawa przeróżnych żyjątek jest inna nawet w różnych zjawiskach pogodowych. Kiedy nagle zaczyna padać deszcz, znikają stworzenia latające, w nocy niektóre idą spać, a niektóre dopiero wychodzą na polowania. Są też takie, które zaatakują nas same, kiedy nas zobaczą LUB usłyszą LUB zastosujemy ether w pobliżu nich LUB (jak już wspomniałem) zaatakujemy lidera ich stada, bądź symbionta.

Nie musimy sterować głównym bohaterem przez całą grę, jeśli go nie lubimy. Nie musimy go w ogóle widywać, jeśli tylko chcemy, oprócz cutscenek. Przez całą fabułę do naszej drużyny dołączy 7 bohaterów, zaś naraz aktywnych może być tylko 3. Walcząc postać, wszystkie postaci atakują automatycznie, zaś ta, którą my sterujemy ma do wyboru jeszcze ataki specjalne. Każdy z nich może mieć różne działanie i swoje własne poziomy, w związku z tym nie każdy atak musi działać na każdy typ przeciwnika. System walki najprościej porównać mi do tych z gier MMO. I być może nie brzmi to zachęcająco, ale walka naprawdę wciąga, tym bardziej po opanowaniu jej dokładniejszym opanowaniu. Całość dodatkowo urozmaica chain attack, czyli atakowanie przeciwnika jeden za drugim tworząc jeden długi combo. Dodatkowo, również w walkach pojawiają się wizje przyszłości. Oznacza to, że w niektórych przypadkach poznajemy następny atak przeciwnika, za ile sekund nastąpi i jakich szkód narobi. I oczywiście możemy zmienić bieg wydarzeń. Po każdej walce dostajemy EXP i ewentualnie itemy (pieniądze dostajemy za questy). Rozwojem postaci warto zainteresować się od samego początku, ponieważ tutaj każdy bohater ma drzewka umiejętności. Dzięki nim zyskujemy specjalne atrybuty, np. mamy możliwość założenia ciężkiej zbroi. Owe drzewa możemy nawet łączyć między postaciami, aby każdy miał wszystko. Zależność między bohaterami jest ważna i rozwiajana przez całą grę. Podobnie NPC – rozmawiając z nimi, wykonując zadania poboczne poznajemy ich stosunki między nimi. Niektórych zadań nie wykonamy, jeśli wcześniej nie wykonaliśmy innego. Są też takie, które możemy wykonać tylko do pewnego momentu fabularnego. A wszystkich questów razem jest w grze 480.


ASORTYMENT JEST OGROMNY. Cały ekwipunek możemy upgradować za pomocą specjalnych gemów, które albo zdobywamy w walkach, albo sami craftujemy ze specjalnych kryształów, które również mają potworki, które mają tak właściwie wszystko, czego później potrzebujemy… W menu znajdziemy też coś takiego jak Collectopedia. Jest to spis fauny, flory, a nawet przedmiotów znalezionych na danej lokacji. Niektóre z nich są łatwe do odnalezienia, inne występują tylko o konkretnej porze dnia, w konkretną pogodę, w konkretnym miejscu a do tego i tak są rzadkie…

Jeśli planujecie zanurzyć się w tym świecie to gładko poleci wam 100 godzin z waszego życiorysu. Ja nie znalazłem wszystkiego (ale questy, które odblokowałem wypełniłem wszystkie), a spędziłem przy grze ponad 150 godzin. Opcja multiplayer bardzo by tu pomogła, np. żeby chociaż wymieniać się itemami. Twórcy zastąpili tę możliwość poprzez wymianę z NPCami. Nie zrobimy jednak tego bez zyskania ich zaufania, czyli realizacji questów ;)…

Xenoblade Chronicles jest grą niezwykłą, niebanalną, dopracowaną i niesamowicie rozbudowaną. Przeogromne światy i wszechobecne piękne widoki wraz z anomaliami pogodowymi (brakuje tylko pór roku) potrafią oczarować, a muzyka tylko pomaga nam zanurzyć się w ten magiczny świat. Nie jest to tak dojrzały świat jak pozostałe gry z Operaion Rainfall – The Last Story i Pandora’s Tower, ale jest on na pewno najbardziej rozbudowany i zapadający w pamięć. Zawsze, kiedy docierałem do nowej lokacji, płakałem. Byłem przytłaczany tym ogromem. Niekończąca się lista zadań pobocznych, osiągnięć, ekwipunek i jego upgradowanie… Można wymieniać te plusy jeszcze długo. Do minusów z całą pewnością należy momentami aż rażąca w oczy okropna grafika. Brakuje trochę również opcji multiplayerowych (nawet takie Last Story dostało multi!) czy też spisu potworów. Xenoblade Chronicles nie osiągnęło wielkich sukcesów, ani nie sprzedało się specjalnie dobrze. Mimo to, zdobyła serca recenzentów i graczy. Gra jest teraz dostępna również na New Nintendo 3DS oraz Virtual Console na Wii U. Moim zdaniem jest to tytuł wart swoich pieniędzy i zdecydowany must-have fanów japońskich RPG.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz