Moje kilkudniowe wrażenia z Fire Emblem Heroes


Szczerze przyznam, że byłem bardzo zainteresowany grą Fire Emblem, która miała trafić na telefony, chociaż sam fanem serii nie jestem. Niepokoił mnie brak informacji przez bardzo długi czas o tym tytule, przeszła mi nawet przez głowę myśl, że Nintendo zupełnie o niej zapomnieli. Ale zbyt łasi na nowe udziały w rynku smartfonów biznesmeni nie mogli odpuścić tematu od tak. W końcu to nie Project Robot na konsolę o bardzo niepewnej pozycji na rynku. Fire Emblem Heroes w końcu pojawiła się na Google Play oraz App Store drugiego lutego 2017 roku, aby ponownie wywrócić do góry nogami role na rynku. Moje pierwsze wrażenia? Pełen zachwyt.

Bohaterowie różnych światów, łączcie się!

Miałem szczęście, że przypomniałem sobie o grze zawczasu i pobrałem ją rano, kiedy jeszcze serwery nie zostały obciążone przez innych fanów japońskiego tRPG. Gra wita nas Anną (tą która była handlarzem w Awakening) oraz szybkim pojedynkiem. A później 300 MB ściągania. Nie mniej, początek gry jest szybki, łatwy, przyjemny, a co najbardziej przykuwa wzrok to piękne artworki postaci, śliczny interfejs oraz muzyka w klimacie serii. Fabuła opowiada o dwóch zwaśnionych królestwach. Księżniczka jednego z nich, Veronica (widoczna na niemal wszystkich grafikach promocyjnych) chce zniszczyć swoich sąsiadów wzywając bohaterów z innych światów serii Fire Emblem. Pech chciał, że my, czyli gracz, czyli summoner bohaterów, stoi po drugiej stronie barykady. Tak samo wzywamy sojuszników z innych światów i powstrzymujemy tych, którzy stoją po tej złej stronie.

Projekt rycerzy Zakonu jest śliczny.

Fire Emblem na telefony to świetny pomysł

Gameplay to niemalże klasyczny Fire Emblem, ale uproszczony i dostosowany do smartfonów. Wszystko jest zaprojektowane pod pionowe ekrany, zarówno interfejs jak i mapy bitew. Te są o tyle przemyślane, że zawsze są wielkości jednego ekranu. To niestety oznacza ograniczenia w drużynie. Możemy mieć ich kilka różnych, ale maksymalnie do czterech postaci. To samo tyczy się przeciwnika. Sprawia to, że misje są bardzo krótkie i łatwe, ale dzięki temu doskonale nadają się na szybkie sesje pięciominutowe w np. autobusach (co jest przecież świetnym rozwiązaniem w kontekście gry mobilnej). Podobnie jednak jak w konsolowych odsłonach, każdy bohater ma swoje plusy i minusy oraz słabości i silne strony. Kto z kim nie ma szans zostało bardzo łatwo przedstawione za pomocą wykresu. Miecze to kolor czerwony, który nie ma szans z niebieskimi włóczniami, te zaś ulegają zielonym toporom. Jeśli grałeś w Pokemony nie będziesz mieć najmniejszego problemu z opanowaniem tych zależności. A jeśli jednak nie jesteś w stanie zapamiętać schematu, jest on widoczny zawsze w trakcie walki w prawym dolnym rogu ekranu.


Ale tutorial mamy za sobą, możemy więc zacząć tłuc wrogich żołnierzy. Aby tego dokonać wystarczy przesunąć naszego bohatera na przeciwnika. Postać przesunie się we wskazanym kierunku i zaatakuje oponenta. Wtedy też pojawia się scena pojedynku podobna do tych z wersji konsolowych. I pomimo wielu ograniczeń nasi bohaterowie nadal awansują, mają swoje statystyki, skille i ataki. I Fire Emblem Heroes świetnie sobie z tym wszystkim radzi, oczywiście w swoim nowym, kolorowym stylu. Misje uruchamiamy dzięki staminie. W zależności od tego którą wybierzemy, tyle punktów staminy stracimy, w większości to 1-2 punkty. Stamina odnawia się o jeden punkt co pięć minut. Za wypełnione misje zdobywamy orby, które możemy wydać np. na nowych bohaterów. I chociaż jest to tytuł free-to-play, jednak nie odczuwam tego prawie wcale. Do tego doliczmy to, że misji jest cała masa, mapy, questy czasowych, rozbudowę swojego zamku, mnogość bohaterów do odblokowania.... Fire Emblem Heroes robi świetne pierwsze wrażenie i wciąga... ale do czasu.

W Fire Emblem Heroes jest co robić poza głównymi misjami. Rozbudowywanie zamku, skille, bohaterowie...

... tylko wykonanie nie jest najlepsze

Chyba największym problemem gry jest to, że zwyczajnie nie potrafi wciągnąć na dłużej. Pierwszego dnia byłem zachwycony całością, ale już wieczorem odczuwałem lekkie znużenie. Następnego dnia, nie miałem ochoty na granie. Po trzech dniach już zwyczajnie się zmuszam do tapnięcia w ikonkę FE Heroes. To zbyt nudne. Ciągle powtarzalne misje polegające na tym samym, bez ciekawych zmian, trudność w zdobywaniu nowych bohaterów, sprawiają, że mało tutaj różnorodności. Miałem obawy, że Fire Emblem Awakening taki będzie, ale po kilku chwilach, wsiąkłem do świata przedstawionego na 40 godzin. W Fire Emblem Heroes nie czuję czegoś takiego. Przeszkadza mi tu również różnorodność styli rysowanych artworków. Te nowe, narysowane specjalnie na potrzeby gry są ekstra śliczne. Te z nowszych gier wyglądają równie świetnie. Ale te ze starszych wyglądają jak skany z ich instrukcji. Styl rysowania w latach 90. nieco się różnił od tego co widzimy dzisiaj w serii i widać to po tych artworkach. Sprawia to wrażenie braku spójności.

W tej grze naprawdę jest co robić...

Należy jednak pamiętać, że jestem gościem, który nie gra na telefonie prawie w ogóle, ponieważ... no cóż, zwyczajnie granie na telefonie mnie nie wciąga. Na dłużej na moich smartfonach zostawały tylko pojedyncze i sprawdzone marki, które w jakiś sposób faktycznie mogły mnie zainteresować. Do tej pory były to tylko Raymany, Fallout Shelter i Another World. Bardzo podoba mi się idea gry. Jestem zachwycony jej jakością oraz wykonaniem. Jest też świetnie zoptymalizowana, nie zauważyłem żadnych przycięć pomimo wysokiej jakości obrazkami. Niestety zabrakło mi tutaj czegoś, co zatrzymałoby mnie na dłużej. Niektórych też na pewno odrzuci fakt konieczności ciągłej łączności z internetem. Bez tego gra się nawet nie uruchomi, a jeśli odłączymy się w trakcie zabawy, ładowanie nigdy nie zniknie. Może gdybym był jednak wieloletnim fanem serii, inaczej bym do tego podchodził. Możliwe, że wręcz przeciwnie, bojkotowałbym tytuł za odcinanie kuponów. Nie ma co gdybać, nie skreślam jeszcze Fire Emblem Heroes i nie usuwam jej z telefonu. Jeszcze trochę się pomęczę i przy okazji poobserwuję sytuację. Nie szykuje się na rozbicie pokebanku, ale z całą pewnością zwiększy się świadomość innych o istnieniu takiej marki jak Fire Emblem.

W sumie to ciekawe czasy nastały. Marka przebiła się do szerszego grona odbiorców dzięki Awakening na 3DSa, która miał być łabędzim śpiewem serii. Tymczasem, stała się niczym Final Fantasy, powstała z popiołów i produkuje się pięć części naraz. Można? Można. Ciekawe tylko co z tego dalej będzie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz