O tym jak dużym sukcesem okazała się być gra mobilna Pokemon GO, chyba pisać już nie muszę. Do tej pory zrobiło to mnóstwo innych serwisów i znacznie lepiej, niż sam mógłbym zachwalać tę grę. Mógłbym, ale chyba tego nie zrobię, ponieważ do tej pory miałem więcej kłopotów niż radochy z próby korzystania z appki, na tyle, aż myślałem całkowicie porzucić ideę chodzenia z telefonem po górach i lasach. Rzadko ulegam modzie, stąd nie zasmucił mnie ten fakt.
Pierwszym problemem okazało się być samo zalogowanie do gry. Nie z powodu przeciążonych serwerów. Chciałem zalogować się za pomocą swojego konta Pokemon Trainer Club, ale za każdym razem gra twierdziła, że podałem nieprawidłowe dane. Co ciekawe, te same błędy miałem w trakcie próby logowania przez stronę. To straszne. To nie jest tak, że serwery były przeciążone (bo wtedy otrzymywałem inne komunikaty). Stało się tak po prostu w wyniku nikomu nieznanego błędu. Skąd to wiem? Wybrałem opcję odzyskiwania danych i kiedy już zebrałem login i hasło do kupy (bo nie da się przypomnieć jednego za drugim tylko trzeba trochę odczekać), okazało się, że to dokładnie te dane, które wpisywałem od początku. Po trzech zmianach haseł i loginów (łącznie 6 razy), zalogowałem się. Przez takie głupoty straciłem ponad tydzień względem pozostałych graczy, co może zaowocować beznadziejnym squadem.
Ale oczywiście, że to nie był koniec problemów. Jako młody trener przemierzamy świat, stąd konieczne jest bycie non stop podłączonym do satelity. Nic nie szkodzi, że GPS chla baterię jak szalony, przecież dzisiaj już nikt nie korzysta z telefonu do dzwonienia. O ile mogę zrozumieć decyzję z mapą, tak nie wiem czemu gra nie działa w trybie offline. Żeby korzystać z Pokemon GO w jakikolwiek sposób muszę najpierw włączyć internet, a później GPS. To wiąże się nie tylko z kosmicznym rozładowywaniem baterii telefonu, ale również dodatkowymi opłatami za transfer danych. Dopóki nie macie konkretnego pakietu u swojego operatora, możecie zdziwić się najbliższym rachunkiem. Pocieszeniem może być fakt, że gra faktycznie nie pobiera aż tak dużo transferu, jednakże grając codziennie,kilka GB się nazbiera. Ja do swoich 4GB internetu miesięcznie w pakiecie musiałem troszkę dopłacić.
Cóż jednak z samym gameplayem? Jak już się zalogowałem i sprawdziłem transfer to... całkiem mnie to wciągnęło. Przynajmniej na początku. Spodobała mi się idea chodzenia w pokeświecie i łapania kolejnych stworków z różnych lokacji. Na swej drodze spotykam również dużo PokeStopów, gdzie inni trenerzy zostawiają swoje fanty dla innych. To wciągnęło mnie jeszcze bardziej. Chodzenie z jajkiem do wyklucia stało się bardziej intuicyjne i przyjazne niż kiedykolwiek wcześniej.
Wtedy jednak okazało się, że Pokemon GO mnie zwyczajnie oszukuje. Moje pierwsze jajo miało do wyklucia dwa kilometry. Przeszedłem 20 (!) i nadal brakowało mi jeszcze 300m. Mało tego, GPS gubi się w trakcie... losowo wybranych przez siebie momentów. W jednym momencie stoję przy ulicy, kiedy to aplikacja pokazuje jak wywiało mnie na środek parku będącego kilkaset metrów dalej. Zaczynam iść wzdłuż ulicy, i wtedy faktycznie wracam na swoje miejsce na ekranie telefonu. Kiedy się zatrzymałęm, znowu znalazłem się gdzieś zupełnie indziej.Oczywiście Pokemon GO nie widzi problemów, więc jeśli mój ludzik jest w pobliżu jakiegoś PokeStopu, mogę zgarnąć jego itemy. Pomimo tego, że faktycznie nie stoję obok żadnego. Albo właśnie stoję, ale mojego avatara wywiało na drugi koniec drogi, gdzie nic nie ma – to i niczego nie zbiorę. Jeszcze jedna rzecz mnie zdziwiła. Jadąc autobusem, niemal każdy grał w Pokemon GO i niemal każdy łapał akurat innego stworka. Ale jak to? Wszyscy aktualnie byliśmy przecież w tym samym punkcie. Co lepsze, u mnie nie pojawił się żaden Pokemon w tym czasie. Różne potworki można wyjaśnić różną częstotliwością występowania, tak jak jest to w głównych częściach serii. Nie rozumiem jednak czemu w takim razie u mnie nie było żadnego Pokemona, kiedy inni łapali ich na pęczki. I tak przez całą drogę do pracy, prawie 15 km. A jajko nadal niewyklute.
Potrwało to kilka dni, aż w końcu... zapomniałem o tej aplikacji. Znudziło mnie patrzenie ciągle na to samo. Nie chce mi się łapać te same słabe stworki. Nie chcę zużywać baterii jak dziki, kiedy przydaje mi się ona do innych rzeczy. Teraz otwieram Pokemon GO od czasu do czasu, żeby zobaczyć czy coś się zmieniło. Nic się nie zmieniło.
Ale oczywiście jestem w zdecydowanej mniejszości. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami fenomenu popkulturowego. Pokemon GO zdobywa cały świat. Już teraz to najszybciej zarabiającą gra mobilna z największą ilością pobrań. Nintendo dużo zyskało dzięki tej aplikacji, model biznesowy aplikacji stał się inspiracją również dla innych firm. Ale ważniejszy jest tutaj czynnik społeczny. Mnóstwo ludzi zaczęło wychodzić z domu. Zła kondycja, kłopoty ze zdrowiem, samotność – te rzeczy schodzą na dalszy plan. Pokemon GO jest wszędzie. Jak wspomniałem, niemal cały autobus teraz patrzy się nie na Facebooka, ale właśnie na zielono-niebieską mapę. Ludzie wychodzą grupach, a nawet w parach, żeby razem połapać kieszonkowe stworki. W ruch poszły zakurzone rowery z piwnic. Biegam wieczorem w parku – inni biegają z Pokemonami przed nosem. Nawet przedstawiciele gimbazy wciągnęli się w uniwersum, które kompletnie nie jest ich dzieciństwem.
Ale oczywiście jestem w zdecydowanej mniejszości. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jesteśmy świadkami fenomenu popkulturowego. Pokemon GO zdobywa cały świat. Już teraz to najszybciej zarabiającą gra mobilna z największą ilością pobrań. Nintendo dużo zyskało dzięki tej aplikacji, model biznesowy aplikacji stał się inspiracją również dla innych firm. Ale ważniejszy jest tutaj czynnik społeczny. Mnóstwo ludzi zaczęło wychodzić z domu. Zła kondycja, kłopoty ze zdrowiem, samotność – te rzeczy schodzą na dalszy plan. Pokemon GO jest wszędzie. Jak wspomniałem, niemal cały autobus teraz patrzy się nie na Facebooka, ale właśnie na zielono-niebieską mapę. Ludzie wychodzą grupach, a nawet w parach, żeby razem połapać kieszonkowe stworki. W ruch poszły zakurzone rowery z piwnic. Biegam wieczorem w parku – inni biegają z Pokemonami przed nosem. Nawet przedstawiciele gimbazy wciągnęli się w uniwersum, które kompletnie nie jest ich dzieciństwem.
Ej, Mati! Madżikkarp mi się wykluł z jajka!
- Ziom, Nidoran to dobry jest?
- No.
Zobacz, wyskoczył mi ten Dudoduo!Teraz może się nam to wydawać śmieszne. Ale czy my byliśmy lepsi te 10-15 lat temu? Nikt z nas nie znał tych stworków i mieliśmy podobne teksty. Nie umieliśmy czytać nazw Pokemonów, które jeszcze nie pojawiły się w anime na Polsacie lub TV4. Różnił się jedynie sprzęt, na którym graliśmy. Nie wyobrażacie sobie mojego zonka, jak w Mt. Silver zobaczyłem pierwszy raz Larvitara, a że okazał się być tak rzadki, uznałem go za coś legendarnego. Albo kiedy nagle w trawie pojawił się Raikou? Lub innym razem z włączonym kodem na Machampa? Razem z kumplami i braćmi kombinowaliśmy na wszelkie możliwe sposoby zdobycie ich wszystkich. Przenosiliśmy swoje sejwy i notatki między jednym a drugim. Dzieliliśmy się niesamowitymi wrażeniami. Teraz podobne wrażenia przechodzi młodsze pokolenie. Cieszy mnie to, i jednoznacznie mogę potwierdzić, że Pokemon GO to idealna gra na lato. Jeśli macie trochę urlopu, albo właśnie wakacje, serdecznie polecam. Sam nawet nie miałem okazji porządnie przetestować czym są Gymy w tej części. Mnie to nie wciągnęło, być może brak czasu, być może wiek, być może wiele innych czynników sprawiło, że zwyczajnie odpuściłem sobie rywalizację z innymi. Tak pozytywnych efektów nikt się chyba nie spodziewał, stąd zachęcam do skorzystania z nich. Zobaczymy jak będzie dalej...
Ale nie ma tego złego. Dzięki temu, że Pokemon GO działa jak chce, przypomniałem sobie o Fallout Shelter. Gram na telefonie i nieźle się bawię.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz