Psst, chcecie zobaczyć artbooki?


Odwiedzając mojego bloga w miarę regularnie dało się zauważyć, że stałem się wielkim fanem serii Xenoblade... Tak naprawdę "od pierwszego wejrzenia". Wspominałem o tym chyba przy każdej możliwej okazji, ale i tak wspominam o tym również teraz. Z czasem dodałem również na bloga tag Xeno, który przekieruje was do wpisów, gdzie wspominam o wymienionej serii. Taka miłość musiała się przerodzić w coś większego.

W moim przypadku oznaczało to zakup gadżetów w postaci soundtracków oraz artbooków powiązanych z grami. Zdobycie ich jest jednocześnie i łatwe i trudne. Dlaczego? Bo nie opuściły Japonii poza jednym wyjątkiem. A to co było dodawane na zachodzie np. do preorderów, potrafi kosztować nawet kilkaset złotych.

Żyjemy w takich czasach, że kupno czegokolwiek bez wychodzenia z domu nie jest niczym niezwykłym. Na porządku dziennym wracając z pracy zamawiamy sobie jedzenie, bo wieczorem nie chce się gotować, a następnego dnia przyjeżdża zamówione nowe łóżko. Trudność w naszym przypadku przejawia się przede wszystkim w kosztach i czasie.


Sprowadzenie jakiegokolwiek chałatajstwa z drugiej strony świata musi swoje kosztować. Niejednokrotnie może zdarzyć się tak, że sama wysyłka, nawet bez trackowania i różnych innych zabezpieczeń wyniesie więcej niż zamawiany itemek. Życie kolekcjonera takie trudne.

Sprawę mogą ułatwić znajomi. Kupią, albo znajdą na miejscu pożądany przedmiot, wyślą pocztą i ogólnie całość wyniesie grosze. Ale mówmy o sytuacji bardziej codziennej, kiedy się nie ma kolegów, tak jak ja, to gdzie dopiero szukać znajomości w Japonii. Wtedy w większości przypadków trzeba bulić, a przy polskich zarobkach oznacza to jedzenie gruzu lub... znalezienie sobie innego hobby. Tak właśnie poczułem się będąc jeszcze niezarabiającym studentem sprowadzając jakiś czas temu artbook z Xenoblade Chronicles. Wyszło jakoś drogo, a zawartość nieco zawiodła. Zresztą zobaczcie sami te tabelki tekstu:


W styczniu tego roku postanowiłem jednak zaszaleć. Przeprosiłem się z Xenoblade Chronicles X, co zaowocowało zamawianiem kolejnego pakietu kurzącego się badziewia, widocznego na zdjęciu powyżej. Tym razem jestem zarabiającym studentem, pomyślałem więc "a co mi tam, raz się żyje". Minął miesiąc i mógłbym już publikować w sieci autorskie przepisy np. na gruz w sosie pieczeniowym, a codziennie odkrywam jakąś kolejną metodę przygotowania ciekawego posiłku bogatego w magnes z lodówek. Nie mniej, ten zakup okazał się być znacznie lepszy i ciekawszy. Artbook jest większy od poprzedniego i po brzegi wypełniony ciekawym contentem. Masa grafik i projektów, które cieszą oko i naprawdę niezwykłą niesprawiedliwością jest niewydanie czegoś tak fajnego w zrozumiałym języku.



Przejdźmy jednak do tego unikatowego wyjątku jakim jest artbook z Xenoblade Chronicles 2. To (póki co) jedyna część serii, która dostała w Europie pełnoprawny oficjalnie dystrybuowany album z grafikami. Szkoda jednak, że stało się tak tylko przy okazji wydania kolekcjonerskiego gry. Przez to, decydując się na nówkę trzeba nastawić się na wydatek co najmniej 300 zł, żeby popatrzeć się na concepty najnowszej gry Monolith Soft.



Trzeba jednak przyznać, że zawartość kolekcjonerki mocno rekompensuje cenę. Nie dość, że dostajemy porządny artbook i steelbook, to jeszcze mamy płytę w plastikowym opakowaniu z wybranymi utworami z soundtracka, grę na dobre 100 godzin zabawy, a to wszystko zostało opakowane w ładne ekskluzywne pudło.

Co jednak będzie dalej z kanałem? W dużej mierze może to zależeć... od Was.

Nie planowałem konta na YT w ogóle. Wolę pisać. I czytać. Zdecydowałem się jednak na kanał YT, w celu takiego jakby uzupełniania opisywanych treści. Tak jak na twitterze na szybko i na żywo komentuję sytuację na świecie, na Instagramie moja kolekcja prezentuje się idealnie, tak na YouTube pojawiają się gameplaye recenzowanych przeze mnie gier, kiedy tylko mam możliwość ich zgrania. Całkowita migracja na tubkę nie wchodzi w grę, przynajmniej jeszcze przez dwa lata.

Żeby ruszyć trochę kanał podjąłem nawet próbę stworzenia wideo-recenzji, ale ta zakończyła się katastrofą. I mam poważne obawy czy w moim przypadku taka forma filmu ma sens.

Nagrałem więc te artbooki. Trochę po to, żeby spróbować jak się w ogóle będę czuł nagrywając tego typu głupoty. Trochę też po to, że skoro mam już to konto, mógłbym wrzucić tam coś ciekawszego niż 2h gry bez komentarza. Kanał ten nie ma jeszcze swojej tożsamości, a powyższe filmiki są pierwszymi podrygami prób jej odnalezienia.

Samo nagrywanie takich pierdół dało mi niemałą frajdę - to odkrywanie nowego lądu to coś czego ostatnio potrzebowałem. Zacząłem medium YT traktować poważnie dopiero przy okazji powyższych prezentacji – zaktualizowałem informacje, subskrypcje, itp. Okazało się też, że nagranie każdej z tych prezentacji trwało naprawdę krótko. Razem z montowaniem zajęło krócej niż, gdybym miał opisać te książki za pomocą słów. Nawet tę notkę piszę dłużej niż zajęło mi klepnięcie tych filmików.

Nie mam więc pojęcia co będzie następne, ale kusi mnie jeszcze kilka (mam nadzieję) ciekawych rzeczy wam pokazać. Chętnie wygłosiłbym tam parę prawie-nie-skryptowanych monologów o sytuacji giereczkowa, jakiejś konkretnej grze, czy po prostu o artbookach. Kto wie, z czasem może i takie rzeczy pojawią się na kanale. Zachęcam więc do subowania, a im więcej tych klików będzie, tym większa szansa na częste i poważniejsze materiały.

P.S. Nie mam jeszcze artbooka ze Splatoon 2.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz