Nareszcie Mega Man dla mnie, czyli Mighty Gunvolt Burst [3DS]


Niektórzy z was być może pamiętają, że nigdy nie zdążyłem polubić się z serią Mega Man. Z tego samego powodu nie zachwyciłem się Mighty no. 9 (chociaż niektórzy mówią, że to po prostu słaba gra), a Azure Striker Gunvolt 2 wymęczył mnie swoimi prostymi poziomami i nudą. Jasnym więc powinno być, że Mighty Gunvolt Burst to nie tytuł dla mnie. Bez większego przekonania uruchomiłem i "zostałem na dłużej".


W momencie zaczęcia zabawy nie miałem pojęcia czym Mighty Gunvolt Burst w ogóle jest. Przewinęły mi się przez moje aktualności informacje o tym tytule, ale ze względu na złe doświadczenia z innymi grami Inti Creates nigdy się w to nie zagłębiałem i bardziej spodziewałem się DLC do którejś z powyższych gier. A to nie dość, że oddzielny pełnoprawny tytuł zainspirowany miszmaszem poprzednich kawałków kodów, to jeszcze sequel i sam ma potencjał na kilka DLC. I jeden nawet ma i póki co jest darmowy.


No dobrze, ale o co chodzi? Mighty Gunvolt Burst to kontynuacja Mighty Gunvolt i najprościej rzecz ujmując to crossover Mighty no. 9 i Azure Striker Gunvolt w stylu ośmiobitowych Mega Manów. Z tą różnicą, że MGB robi wszystko lepiej. Po tym jak Beck (główny bohater z Mighty no. 9) pokonuje zbuntowane roboty, zostaje wysłany do treningowego świata VR (prawie jak Metal Gear Solid). Tam również z bliżej nieokreślonych przyczyn trafił Gunvolt (seria Azure Striker Gunvolt) i razem stają w szranki z cyfrowymi imitacjami wcześniej pokonanymi Mighty.


Niestety, nie jest to taki crossover, że raz walczymy Gunvoltem, a raz Beckiem. Niby wydarzenia obu bohaterów dzieją się jednocześnie, podobnie jak to było w Azure Striker Gunvolt 2, teoretycznie ich scenariusze przeplatają się ze sobą, ale w praktyce każda postać ma identyczne poziomy z identycznymi bossami.

I nie, fabuła nie jest tym elementem, dla którego warto zagłębiać się w ten tytuł. Ponownie to zaledwie pretekst do dobrej platformówki w stylu starych Mega Manów. Skaczemy po platformach, strzelamy i odkrywamy przejścia i znajdźki. A tych jest mnóstwo. Ta gra to idealna kopalnia grindu dla fanów wszelkiego zbieractwa w grach. Tacy będą powtarzać poziomy niejednokrotnie aby zdobyć wszystko to co możliwe, bo nie zauważyłem żadnej konfiguracji pojawiania się itemków. Czasami są to po prostu avatary do kolekcji, a czasami upgrade, który później założymy na postać.


A przy tym warto zatrzymać się na chwilę. Mighty Gunvolt Burst posiada przeogromną opcję rozbudowę i bohatera, która może zawstydzić wiele innych gier AAA. Oprócz wyglądu zmieniamy praktycznie wszystko związane z bronią. To w jaki sposób postać strzela, tor lotu, prędkość, siła, efekty rozproszenia lub przenikania, a nawet to jak daleko nasz bohater odlatuje w tył po otrzymaniu obrażeń... Do dyspozycji mamy aż 24 sloty na zapisanie swojej konfiguracji, a żeby się w nich nie pogubić możemy zmienić im avatary... Które jak wspomniałem są do zdobycia w planszach.


Tym razem na szczęście poziomy zostały znacznie bardziej zróżnicowane, ale być może dlatego wyszedł tutaj problem nierównego poziomu trudności. Przez spory obszar można przejść spokojnie bez kłopotów, kiedy nagle trzeba skakać kilkunastu znikających platformach otoczonych masą przeciwników. A w takich sytuacjach normą jest kolosalny spadek płynności, czego zdecydowanie nie rozumiem, bo 3DS nie powinien mieć problemów z tego typu efektami graficznymi.

Nie popieram również decyzji o nieimplementowaniu unikatowych funkcjonalności konsoli do gry. W przypadku Switcha raczej niewiele da się zrobić, ale na 3DSie cały dolny ekran jest kompletnie bezużyteczny. Jedyne co na nim zobaczymy to logotyp gry, a do braku efektu 3D już powinniśmy być przyzwyczajeni.


Czy warto zainteresować się Mighty Gunvolt Burst? Moim zdaniem tak, niezależnie od stopnia polubienia klasycznych Mega Manów. To co trzeba lubić, żeby się przy tym dobrze bawić to japońska stylistyka w ośmiu bitach. Jeżeli jesteś jedną z osób dostającą padaczki na takie widoki, nie trać czasu, gameplay cię nie przekona. Ale mnie przekonał. Znacznie bardziej odpowiada mi stylistyka i sam projekt poziomów i pomysłów w MGB niż we wszystkich materiałach źródłowych razem wziętych. Gra jest podzielona na krótkie, kilkuminutowe, ale pomysłowe poziomy, dzięki czemu nie męczyłem się tak jak w Gunvolt 2.

Ostatnio sporo gier powstaje chyba tylko po to, żeby wywołać deszcz gotówki na konta twórców przez nostalgię. W moim przypadku nie udało się to nikomu. Ale to Mighty Gunvolt Burst przypomniał mi złotą erę Pegazusów ze swoimi hackami i różnego rodzaju platformówkami takimi jak Darkwing Duck, DuckTales lub Chip & Dale.

Grę do recenzji dostałem od dystrybutora Nintendo Polska. Dzięki!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz