Opowieść o królikach i robotach, czyli recenzja Cave Story

Grafika okładkowa z Cave Story 3D w Japonii.

Cave Story to jeden z moich najulubieńszych indyków do tej pory. Aż trudno uwierzyć, że za te dzieło odpowiada jeden genialny Japończyk, Daisuke Amaya. W Japonii gra nosi tytuł Doukutsu Monogatari, a jej premiera nastąpiła w 2004 roku na PC (do tej pory można ją pobrać za darmo) i dzięki swej popularności wylądowała w dystrybucji cyfrowej na Wii w 2010 roku, zaś rok później PC-ty i Maci otrzymały jej odświeżoną płatną wersję na Steama. Co ciekawe, w tym samym roku nastąpiła premiera remake’a tej gry na Nintendo 3DS nazwaną po prostu Cave Story 3D, stając się exclusivem na tą konsolę. Do niego wrócę nieco później, a dzisiaj skupię tylko na dwuwymiarowej wersji gry, która kupiła mnie jako pierwsza, najpierw na Wii, później na pozostałych platformach.

Niezależnie od platformy na jakiej grasz, z całą pewnością zauważysz mocną inspirację stylem retro. Grafika i dźwięk to prawdziwy hołd dla fanów staroszkolnej rozrywki. Pixele wręcz wylewają się z ekranu i z głośników. Ma to swój urok, jednak wiem, że nie każdemu ten urok odpowiada. Jeśli spędziłeś godziny przy klasycznych Metroidach lub Castlevaniach, Cave Story jest dla ciebie.

W Cave Story wcielamy się w robota "cierpiącego" na amnezję. Budzimy się po środku jakiejś jaskini bez bladego pojęcia kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, ani dlaczego jesteśmy, zupełnie jak główny bohater. Niedługo później okazuje się, że przebywamy na wyspie unoszącej się w powietrzu, zaś jej króliczym mieszkańcom, Mimiga, grozi ostateczna zagłada, ponieważ zły Doktor chce wykorzystać je do swych niecnych planów.  Zapewne brzmi to bardzo słabo, ale wraz z rozwojem historii nabiera ona kolorów, kształtów i dodatkowej głębi. Za tym wszystkim jest znacznie więcej afery niż mogłoby się wydawać. Polecam ściągnąć wersję bezpłatną i samemu sprawdzić jak rozbudowana jest to pozycja i zaskakująco poważna. Amaya zainspirowały klasyczne Metroidy, które przecież fabuły prawie wcale nie miały. Nie krzyczcie, sam jestem fanem serii, swego czasu zakochany w niej po uszy. Da się tę inspirację wyczuć... już od pierwszych chwil. Mamy tutaj do czynienia z platformówką z bardzo prostym gameplayem. Biegamy w lewo, w prawo, zdobywamy potrzebne itemy, szukamy przejść, strzelamy. Mamy do dyspozycji kilka broni i to nie my zdobywamy punkty doświadczenia, ale właśnie nasz oręż. Doświadczenie dla naszych broni zdobywamy pokonując przeciwników. Z nich wypadają takie żółte trójkąciki, które odbijają się od podłoża lub ścian wydając przy okazji charakterystyczny dźwięk. Doświadczenie te można oczywiście stracić np. obrywając od przeciwników lub nadziewając się na kolce. Oznacza to tyle, że w trakcie pojedynków tracąc HP, nasza broń traci również moc, a im jej niższy level tym mniejsze zadawane obrażenia i uwierzcie mi, często będziecie latać do tych brzdękających triforców. Trzeba przyznać, że ten pomysł sprawił, iż Cave Story nabrało swojego unikatowego charakteru i stało się wymagające, a i walk w grze jest naprawdę sporo. Co rusz trafimy na bossa, zaś lokacje są nafaszerowane innymi, mniejszymi przeciwnikami, którzy tylko czekają, aby nas zmiażdżyć. Są trudne momenty, trzeba przyznać i początkujący będzie miał problemy z jej przejściem. 

Ale nie jesteśmy rzucani na pastę lwa. Podobnie jak w inspiracjach, na naszej drodze spotkamy różnego rodzaju upgrade'y. Pierwszym z nich jest life capsule, czy złośliwie nazywany przeze mnie energy tank. Znajdując go, nasze HP wzrasta i jest to niemałym wybawieniem w trakcie gorszych lokacji i walk.  Innym rodzajem ulepszenia jest upgrade broni. I chociaż jest ich w grze 10, naraz możemy mieć tylko 5. I nie jest to żadna złośliwość, a gra i jej fabuła została tak skonstruowana, że nie będziemy ich mieli więcej. Zdobytą broń albo wymieniamy, albo ulepszamy u odpowiedniej osoby. No właśnie – NPCów jest stosunkowo niewiele, jednakże są oni wyraziści jak w mało której produkcji AAA.  Mimiga to dość dziwne stworzenia. Dla mnie to wygląda jak krzyżówka psa i królika posiadająca ludzkie odruchy i mentalność. Wiedzą czym jest miłość, przyjaźń, zło i dobro.

W całym Cave Story najmniej podobała mi się długość gry. Jej przejście za pierwszym razem zajmuje 6-7 godzin, co moim zdaniem jest trochę za mało. Z drugiej strony jest tu kilka zakończeń i odblokowanie tego najlepszego skutecznie wydłuża rozgrywkę. Mało tego, aby je odblokować musimy podejmować właściwe decyzje we właściwych momentach. Nie jest to jednak tak oczywiste jak np. wybór drzwi w Virtue’s Last Reward. Decyzje jakie podejmujemy zbierają swoje żniwo później, w trakcie zabawy, co bardziej przypomina mi Chrono Triggera. Sam nie od razu polubiłem Doukutsu Monogatari. Pierwszy raz zetknąłem się z nią, kiedy to znajomy mi ją polecił kilka ładnych lat temu. Nie potrafiłem się przekonać do tej gry, zwyczajnie denerwowała mnie ta pikselowa muzyka, nie wspominając o gigantycznych pikselach na dużym monitorze. Jakiś czas później, kiedy szukałem fajnych gier na Wii, przypomniałem sobie o Cave Story. Właśnie wtedy zanurzyłem się w tym genialnym świecie i opowiedzianym w nim historii. Plułem sobie w brodę, czemu wcześniej nie podszedłem tak do tej niezależnej pozycji. Dzisiaj wersję płatną, która ma dodatkowe tryby i poprawioną warstwę audiowizualną, można dostać za niewielkie pieniądze. Osobiście polecam wersję na Nintendo 3DS, żeby mieć zawsze przy sobie tak dobrą produkcję. Daisuke 'Pixel' Amaya stanął na wysokości zadania i dostaliśmy porządny tytuł, któremu każdy powinien dać szansę. Uwierzcie mi, na pewno nie pożałujecie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz