Alternatywa dla gwiezdnych bitew? Na pewno nie Star Fox Guard [Wii U]

Grafika promocyjna Star Fox Guard.

Rzadko zdarza się, żeby spin-off dużej marki mógł pokonać oryginał. Są nieliczne wyjątki, które w większości należą do... Nintendo (np. Mario Kart)... ale podobno wyjątki potwierdzają regułę. Podobna sytuacja zdaje się mieć miejsce z najnowszym Star Fox Guard. Gra była dołączana do edycji specjalnej Star Fox Zero, jest jednak dostępna również do oddzielnego kupna na Wii U przez eShopa. Z jakiegoś powodu, z tej dwójki to Guard otrzymał wyższe noty, tym samym kopiąc leżącego brata zdruzgotanego już i tak słabą sprzedażą i narzekaniami na sterowanie. Jak wspomniałem poprzednio, Star Fox Zero moim zdaniem został nieuczciwie oceniony, i o dziwo mam podobne zdanie o Star Fox Guard.

Star Fox Guard to spin-off będący grą typu tower defence. Zazwyczaj oznaczało to nadchodzące hordy przeciwników z różnych punktów mapy do naszego ukochanego centrum. Musieliśmy ich powstrzymywać ostrzeliwując ich odpowiednią ilością wieżyczek w odpowiednich miejscach. Star Fox Guard nie różni się specjalnie od pozostałych gier tego gatunku. Mamy za zadanie chronić baz wydobywających metal, zaś naszymi wieżyczkami są kamery z bronią.

Twórcy jednak urozmaicali Guarda tylko mogli. Są dwie klasy atakujących nas robotów: chaos oraz combat. Jak nie trudno się domyślić, chaos class to roboty, które przeszkadzają nam w obronie bazy, niszczą kamery i sieją ogólne zamieszanie na mapie. Combat class nic nie interesuje poza zniszczeniem rdzenia bazy. Obie klasy musimy powstrzymywać równocześnie ostrzeliwując je za pomocą wspomnianych kamer. Przełączamy się między nimi za pomocą Gamepada, zaś na ekranie telewizora mamy bieżący widok ze wszystkich dwunastu kamer. Ta, którą wybraliśmy z ekranu dotykowego, ma swój duży podgląd na samym środku TV. Trzeba przyznać, że ładnie całość stworzono. Interfejs jest zgodny z Zero, grafika prezentuje też niemal poziom. Każdy najeżdżający naszą bazę robot jest inny, w różny sposób też reagują, gdy spojrzymy na nich kamerą. Ciekawy jest również efekt klatkowania na miniaturach podglądu, przypomina to kokpit ochrony z hipermarketów.

Fabuła i gameplay jest prosta jak budowa cepa. Złowrogie roboty, które chcą zniszczyć bazę wydobywającą surowce, nadchodzą falami, my zaś zmieniając widok kamery głównej z jednej na drugą, ostrzeliwujemy je.  To jest absolutnie wszystko co trzeba wiedzieć, aby zacząć grę. Nie będzie trudne zrozumienie tego – od razu jesteśmy wrzucani na głęboką wodę. Wszystko przez Grippy'ego Toada, właściciela firmy i baz, których pilnujemy. Jego zdaniem praktyczne zajęcia to najlepsza nauka (nie można mu tu nie przyznać racji). Oczywiście, jest to chwilowy stan. Po pierwszej misji, pod swoje skrzydła bierze nas siostrzeniec naszego pracodawcy, czyli Slippy Toad, który tłumaczy wszystko i uruchamia system podpowiedzi. Te będą widoczne na każdym ekranie ładowania. Nie oznacza to jednak, że gra jest prosta. O dziwo, jej poziom trudności w bardzo sprawnym tempie wędruje w górę, skutkiem czego już w połowie Guarda możemy mieć poważne problemy. Jest kilka "wspomagaczy" dla naszych kamer, ale ich odblokowanie trwa długo. Będziemy musieli zasłużyć na różnego rodzaju pomoc sprzętową, jak stary wuj przykazał. A i misji jest niemało. W błędzie są ci, którzy myślą, że Star Fox Guard to zwykła pierdółka na 2-3 godziny. To duża gra, i podobnie jak Star Fox Zero, z masą rzeczy do odblokowania, a obok fabularnych misji, jest drugie tyle dodatkowych o znacznie wyższych wymaganiach. Możemy je odpuścić sobie w zupełności, jednakże nie wypełniając ich, nie zdobywamy metalu, za które odblokowujemy nasze dodatkowe upgrade'y dla kamer, te zaś przydają się nawet w podstawowych misjach. Błędne koło się zamyka, mam problem z misją podstawową, bo nie mam metalu, za który odblokuję upgrade, bo nie mogę przejść misji dodatkowej, bo nie mam metalu...

Szybko rosnący poziom trudności ma to do siebie, że może zniechęcać. Nie dlatego, że jest trudno. Dlatego, że trzeba powtarzać kolejną misję nawet kilka razy, a że każda misja polega dokładnie na tym samym (mamy jedynie pewne nowe utrudnienia), Star Fox Guard zaczyna zwyczajnie nużyć.

A może to ja już jestem za stary na tego typu gry.

Podoba mi się to, jak bardzo chciano przedłużyć żywotność gry. Mnóstwo rzeczy do odblokowania (po przejściu gry, mam Rank 25 na 50 możliwych!), ale i również funkcje sieciowe dają dodatkowe pole do popisu. Dostaliśmy tu tryb niemal PvP. W tym trybie tworzymy nasz własny squad robotów, które będą atakować bazy innych graczy. Decydujemy niemal o wszystkim: trasie robotów, czasie ich pojawienia się, gdzie, a nawet o ich kolorach. Możemy również dowolnie wybrać mapę, z tych, które już odblokowaliśmy. Oznacza to, że takie squady możemy z powodzeniem ustawić na każdą mapę dostępną w Star Fox Guard, co daje nam łącznie nawet 45 drużyn! Po zapisaniu naszych preferencji, squad będzie dostępny dla wszystkich użytkowników i w zależności od wyniku potyczki, dostajemy dodatkowe punkty do naszej licencji stratega, albo je tracimy. Niestety, na poważnie zainteresować się tym trybem warto dopiero po przejściu gry, ponieważ wtedy właśnie nasze squady będą mogły być wystarczająco duże, aby stanowić wyzwanie dla większości graczy.

Przyznaję się szczerze, że to jednak moja pierwsza styczność z grą typu tower defence. I może dlatego mam delikatne problemy z poziomem trudności i zaakceptowania faktu, iż w internecie to Star Fox Guard jest tym lepszym bratem. Bardziej lubianym, popularniejszym. To nie znaczy, że żałuję zakupu czy w ogóle się nie bawiłem, ale jakby nie patrzeć, to Star Fox Zero zdecydowanie bardziej mnie wciągnął i wywoływał przyjemniejsze odczucia. Guard to może być coś nowego, innego i ciekawego dla posiadaczy Wii U, ale nie uważam go za najlepszą odsłonę serii, jak sugeruje wiele użytkowników.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz