Niedoceniona perełka, czyli Dragon Ball Z: Attack of the Saiyans [NDS]

Fragment zachodniej okładki.

Nie dzieje się ostatnio zbyt dobrze w świecie Smoczych Kul. Mam tu na myśli markę, a nie uniwersum gry, niestety. To co jest wypluwane na rynek nie spełnia oczekiwań, często partaczone są nawet rzeczy podstawowe. XenoVerse podobno jakoś sobie radzi, sam jednak nie mam siły się do niego przekonać. Nintendo 3DS dostało bijatykę (co rzadko wychodzi dobrze na sprzętach przenośnych) w tym DB i faktycznie nie wyszło to też dobrze. Szczerze przyznam, że po sprawdzeniu dema odechciało mi się interesować tą grą. A na podsumowanie oglądałem Fukkatsu no "F"... Kiedyś takie rzeczy były nie do pomyślenia. Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić, żeby coś z przygodami Goku i ferajny było kiepskie. Postanowiłem troszkę zaleczyć smutki czymś dobrym, ale już "retro". Mowa tutaj o bijatyce turowej Dragon Ball Z: Attack of the Saiyans, które wyszło tylko na Nintendo DS.


Gra wyszła przy okazji emitowania odświeżonego DBZ, czyli Dragon Ball Kai. Taki też tytuł nosi ona w Japonii, z dopiskiem Saiyajin Raishu. Jak się wszyscy domyślacie, cała akcja rozgrywa się podczas pierwszych odcinków anime, kiedy to Saiyanie zaatakowali Ziemię. Czy to oznacza, że gra jest krótka? Mi jej przejście (bez ukrytego bossa) zajęło 32 godziny. To wszystko dzięki zadaniom pobocznym, o których nie ma mowy w oryginalnej serii. I jest to nieco ironiczne, bo w DB Kai chodziło przede wszystkim o wycięcie wszystkich bzdetów i fillerów, którymi było zasypane DBZ. Jednakże, trzeba przyznać, że tutaj takie dopowiedzenia skutecznie pogłębiają cała historię (nawet względem oryginału) i pasują do całości. Wszystko jest ze sobą powiązane i nie ma się takiego wrażenia nachalności. Co ciekawe, gra zaczyna się jeszcze przed dwudziestym trzecim Tenkaichi Budokai, w trakcie którego zmierzyli się Goku i Piccolo, co oznacza dodatkowe 2 godziny gry.


Nie jest to gra specjalnie duża i nie skupia się na eksploracji. Mimo to, jest sporo lokacji do zwiedzenia. W każdej z nich będą nam towarzyszyć walki losowe (jak w Pokemonach albo Final Fantasy) ze spritami znanych nam nam twarzy. Attack of the Saiyans nie jest szczególnie trudne, ale przechodząc do nowej lokacji, musimy zazwyczaj trochę potrenować, w przeciwnym przypadku przeciwnicy nas zgładzą. Pod tym względem jest to typowa gra RPG. Każdy bohater ma levele, statystyki i swój ekwipunek. Po walce dostajemy punkty doświadczenia i pieniądze. Im więcej jednego i drugiego, tym mamy lepsze ataki i "uzbrojenie". Nie ma tu żadnych udziwnień w tej kwestii i jest to na plus. Walki odbywają się w trybie turowym. Byłem z tego faktu bardzo zadowolony, kiedy w momencie premiery ta gra była swego rodzaju rodzynkiem wśród wielu średniawych aktualnie bijatyk. Nie oznacza to jednak, że gra jest powolna i bez akcji. Otóż jest wręcz przeciwnie. Walki są naprawdę szybkie i dynamiczne, zaś całemu wrażeniu potęguje muzyka. Jeśli już ktoś się na nas nadzieje, mamy do wyboru: zwykły atak, super atak typu używając Ki, ultimate attack, itemy, obrona, albo po prostu ucieczka. Oprócz standardowej obrony, możemy również bronić się w trakcie ataku przeciwnika. Tzw. active defence aktywujemy przyciskając odpowiedni przycisk w odpowiednim momencie. Jednak nie ma co szukać przycisku na ekranach. O tym który wcisnąć musimy zgadnąć po ruchach oponentów. Maksymalnie w aktywnych możemy mieć 3 bohaterów i każdy z nich jest przypisany do przycisków X, Y lub B. Jeżeli to Kuririn jest nawyżej z całej trójki na ekranie, musimy wcisnąć X. Ułatwia to nieco sprawę z trudniejszymi przeciwnikami, ale przede wszystkim dodaje charakteru, do jakiego nas przyzwyczajało anime.


Graficznie gra jest naprawdę bardzo dobra Lokacje są pięknie namalowane. Całość jest w ślicznej dwuwymiarowej oprawie... i zdaje to swój egzamin. Sprite'y są dopracowane, szczegółowe, animacje sensowne i szybkie. Trzeba zauważyć również to, że kiedy bohaterowie mają inny strój, ich sprity również się zmieniają. Wizualizacja wszystkiego co dzieje się na ekranie jest świetnie przeniesiona z mangi. Postawy, ruchy, jak się na to wszystko patrzy, ma się wrażenie „Ej, ja to znam!” i łezka w oku się kręci. Byłem zaskoczony takim dokładnym odwzorowaniem. Niejednokrotnie zobaczymy również bardzo ładne i szczegółowo przerysowane kadry z anime. Dodatkowo, w europejskich egzemplarzach jest tylko oryginalny japoński dubbing, który oddaje świetny klimat starych dobrych czasów. Szkoda, że nie zrobiono tego samego z muzyką, ale ostatnio miało to chyba Budokai Tenkaichi 3 i tylko w wersji japońskiej. Ta nowa nie jest specjalnie zła, ale tylko w trakcie walk. Podczas zwiedzania lokacji zdarza się być bardzo denerwująca. 


Grając w Dragon Ball Z: Attack of the Saiyans kilka lat temu byłem zachwycony. Niemalże wszystko mi się podobało w tej grze od pierwszych chwil. Jest to jedna z najlepszych jakie mamy z uniwersum Smoczych Kul do tej pory. Grając w to dzisiaj, uważam, że gra zestarzała się bardzo dobrze. Chociaż może nużyć misjami pobocznymi, nadal daje frajdę z rozgrywki. Uważam, że to świetna pozycja dla fanów RPG, ponieważ mamy tutaj udane połączenie zupełnie dwóch różnych światów – taktyki oraz wartkiej akcji. Wypełnianie zadań pobocznych świetnie pozwala odetchnąć od przepakowanych akcją bijatyk.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz