Będzie dobrze


What a ride! Nieźle dał się nam we znaku ten rok, co nie? Takie katastrofalnego roku na skalę światową nie było od dawna. 

Dobrze, że to już koniec. Jutro sylwester, zmienimy kartę w kalendarzu, o ile ktokolwiek używa jeszcze papierowych kalendarzy, i od razu zrobi się lepiej. Rok 2021 będzie lepszy. Będzie to też rok bez aktualizacji bloga. W sumie sam blog nie będzie aktualizowany już wcale.

Tak się właśnie składa, że parę miesięcy temu postanowiłem wycofać się z socialmediowgo życia. Usunąłem konto na Twitterze, mój śmieszny blogowy fanpage podobnie zniknął. Jeszcze nie usuwam YouTube (chociaż rozważam to coraz częściej), ale został przeze mnie porzucony. Tam również żadnych aktualizacji się nie spodziewajcie.

Zapytacie czemu to wszystko?

Social media stały się niesamowicie złymi miejscami. Nie mam jakiekolwiek przyjemności w ich przeglądaniu. Wszędzie jad, nienawiść, fejkniusy, mądrości ludzi nie znających tematu. Szkoda mi na to wolnego czasu, którego i tak prawie nie mam. Czas to również powód, dla którego zamykam również i bloga.

Poza tam, sam trochę się zmieniłem, no i moja sytuacja życiowa. Po pierwsze, już nie interesuję się grami tak jak kiedyś. Tak jak w momencie zakładania bloga. Nie gram tyle, co chyba widać po tym jak biednie z aktualizacjami było przez ostatnie dwa lata. Ale też zdałem sobie sprawę z tego, że nie czerpię z tego aż takiej przyjemności jak kiedyś. Mocno ograniczyłem liczbę tytułów w swojej bibliotece i skupiam się tylko na wybranych seriach, które interesują mnie najbardziej. 

Blog powstał po to, żebym mógł "wylać swoje żale" na temat jakiś tam gier. Na przykład ciężko było mi się pogodzić z tym, że A Link Between Worlds jest tak przytłaczająco pozytywnie postrzegany przez innych graczy. Miałem potrzebę wyrażania swoich myśli, a że sam mam opinie często niepopularne, potrafiło to zrodzić trochę dziadowskich i nikomu niepotrzebnych kłótni. O takie pierdoły.

Nie potrzebuję już tego. Po pierwsze wylałem z siebie już niemal wszystko, co faktycznie chciałem. I być może dlatego już nie czuję takiej potrzeby. Po drugie jak straciłem chęci do grania, tym bardziej nie mam ochoty opisywania czegoś związanego z ich tematem. Poza tym, tak jak na YouTube, cokolwiek zaczynałem robić to już myślałem o tym, że muszę nagrać o tym film/napisać notkę. To ponownie wypalało mnie z chęci do czegokolwiek. Bywały takie notki, do których czułem się zwyczajnie zmuszony.

Powiecie pewnie, że tak naprawdę to dlatego, bo ludzie nie czytają. A ja wam powiem, i tak i nie.

Faktem jest, że szybko zacząłem zwracać uwagę na statystyki. I pomimo bardzo małej reklamy zazwyczaj byłem z nich zadowolony. W momencie pisania tego artykułu blog ma ponad 100 000 wyświetleń. A jeszcze przed poradnikami, które bardzo poprawiły klikalność, miałem ponad 500 odwiedzin miesięcznie. W momencie, kiedy nie było żadnej reklamy, a jedynie internetowa poczta pantoflowa, uważałem to za bardzo dobry wynik. Ale w pewnym momencie chyba nie wystarczający dla mnie. A że nadal nie chciałem inwestować w bloga ani grosza, tym bardziej że to zwykłe jakieś tam zajęcie po godzinach sam dla siebie, nie widziałem w tym sensu. Zaczęły się ambicje do czegoś poważniejszego, szczególnie, że w "topowych" momentach traktowałem bloga niemal jak drugą pracę.

Kliknięcia to jednak nie wszystko. Zaczęło brakować mi jakiegoś odzewu na teksty. To, że w końcu dałem np. upust złości, albo wręcz przeciwnie, pozwoliłem sobie zachwycać się czymś, czego nie polubili inni, okazało się być niewystarczające. Bolało mnie to, że tekst, nad którym łącznie siedziałem kilka godzin, przeczytało 50 osób. I nie wierzę, że jeśli jesteś małym twórcą, twoje małe cyferki nie mają dla ciebie znaczenia. Być może do panelu statystyk nie zaglądasz wcale – żeby nie bolało. Bo pewnie jakbyś zajrzał do tych statystyk, satysfakcja by spadła drastycznie. Każdy, kto robi coś w miarę kreatywnego chce, żeby jego twórczość dotarła do kogokolwiek i jest to zupełnie normalne i naturalne. Nie chcemy być zapomniani. Nie chcemy robić nic co by poszło tylko do szuflady. W pewnym momencie zacząłem się o to bardzo spinać. Zacząłem szerować i wrzucać linki do bloga wszędzie, na chama, bez sensu. Ludzie tego nie lubią, więc miałem wrażenie, że tylko wszyscy się coraz bardziej zrażali. Podjąłem również współpracę z Nintendo, co zaowocowało całkiem sporą ilością recenzji gier, które oni sami mi wysłali. I to było super. Ale nadal nie przełożyło się na wyświetlenia prawie wcale. Samo Nintendo również wolało na socjalach wspierać innych, bardziej klikalnych, bo np. robią filmiki, a ze znacznie mniejszą wiedzą o ich marce. Oj gul mi wyskoczył niejednokrotnie. 

Ogólnie jest problem z tego typu pisanymi treściami w Internecie. Szerowanie i wklejanie moich artykułów na grupy lub dyskusje na Twitterze prawie nic nie dawały. Klikalność podskakiwała o 2%, może 3%, a i tak komentarzy brak, lub wyproszenie z dyskusji lub usuwanie posta, żeby się nie reklamować. To chyba najbardziej mnie ubodło na przestrzeni ostatnich lat. Przestałem rozumieć jak funkcjonuje Internet i na co to komu. Ludzie mają swoje zdanie – rozumiem, przecież mój blog jest tego przykładem. A przy tym nie chcą kompletnie poznać innego zdania, a już na pewno nie takiego, które trzeba czytać przez kilka akapitów. I toczą zażarty bój, o czym już wspominałem, o byle co.

Weźmy przykład. Po co komu recenzje spoilerowe? Dla ludzi, którzy dane dzieło już widzieli. Ale odbiorcy nie klikają w takie treści po to, żeby np. spróbować zrozumieć co już widzieli. Tylko, żeby utwierdzić się w swoim własnym zdaniu. Autor artykułu ma inne? Osz ty, no to piszemy komentarz, złamasie, bo się nie znasz. Ci popularniejsi twórcy przeżywają to non stop będą przy okazji wyzywani.

A na domiar złego, wszyscy teraz tylko filmiki i podcasty. Nie będę udawał – sam też wpadłem w taką pułapkę. Okrutna prawda jest taka, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio czytałem recenzję. Jeśli zastanawiałem się nad jakąś grą, od kilku lat sprawdzam ją na YouTube. Tłumaczę to sobie tym, że nie mam po prostu na to czasu. W pracy niezbyt mam ochotę i czas na szukanie recenzji, po pracy nie uruchamiam komputera prawie wcale. Ale w trakcie dnia roboczego to co mogę zrobić to uruchomić YT i puścić recenzję lub gameplay lub podcast w tle. Wykonując jednocześnie swoje obowiązki, oszczędzam mnóstwo czasu.

Inna sprawa jeszcze jest taka, że dzisiaj już nie surfujemy po Internecie, a scrollujemy Facebooka (albo YouTube). Jeśli czegoś nie ma na FB, prawdopodobnie nie istnieje to wcale. A już na pewno nikt przypadkowy nie trafi na bloga seby recenzującego nintendowe gierki.

Między innymi dlatego w międzyczasie miałem pomysły na założenie fanpejdza i kanału YT. Obie te rzeczy okazały się być porażką. Wręcz żałuję. Ostatecznie nie miałem niemal żadnej przyjemności z prowadzenia tych profili. Je założyłem już z myślą o dotarciu do większej ilości ludzi. W związku z tym mój zawód był ogromny, kiedy okazało się, że to na nic. Pod względem zasięgów nie dały mi absolutnie nic. Mało tego, tylko straciłem czas na próby. Uważam, że założenie tych kont było po prostu błędem. Pocieszam się tym, że poduczyłem się trochę montować filmy i prostych efektów wideo. Ale poza tym nie widzę absolutnie żadnych plusów z moich prób ekspansji.

Nie znaczy to, że żałuję w ogóle tych kilku lat istnienia bloga. Bynajmniej. Koniec końców dowiedziałem się czegoś i o samej branży, ale przede wszystkim o sobie. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że to faktycznie koniec. Chociaż napisałem lwią część tekstów, które mnie interesowały, a nawet i poradniki, jakich wcale nie planowałem na początku, było kilka rzeczy, które w międzyczasie odpuściłem. Tak na przykład w nieskończoność przekładałem notkę o kiepskim anime Phoenix Wright. Wpisy o grach przeciętnych skończyły się na ilości sztuk jeden, chociaż w momencie planowania już były na liście przynajmniej trzy. A propo trójek to jeszcze trzeci wpis o Xenoblade Chronicles X był w trakcie powstawania. I jeszcze kilka rzeczy by się znalazło w szkicach. Ale przynajmniej udało mi się otworzyć i zamknąć bloga w najlepszy dla mnie sposób (spójrzcie na pierwszą i ostatnią notkę we wszystkich wpisach). Może to głupie, ale z takiej klamry jestem nawet całkiem dumny.

Ogólnie przez te ostatnie lata zdałem sobie sprawę też z tego, że... po prostu nie jesteśmy istotni. Czy to w Internecie, czy w życiu. Nie ma ludzi niezastąpionych. Ja zniknę, będzie ktoś następny lepszy. Moja opinia? Nie ma znaczenia, każdy ma swoją i nie da się przekonać, że nie ma racji. Świat nie jest sprawiedliwy i nie każdy dla świata jest coś warty. W przypadku straty bogatego polityka wszyscy będą lamentować jaka to szkoda, bo to wielki i ważny człowiek był. Jeśli zginę ja, świat się nie zawali, a nikogo to nie obejdzie. Podobnie jest z tym blogiem. Wszystko to co robimy nie ma po prostu znaczenia.

Niewykluczone, że jednak gdzieś kiedyś spotkamy się w gęstej sieci informacji. Już rozpocząłem projekt inny niż dotychczasowe, kompletnie odcinając się od wcześniejszych. I tak, trochę hipokryzja, bo nadal zostałem w social media. Zrobiłem wszystko jednak tak, aby uniknąć czytania wielkich wywodów specjalistów. Uruchamiając aplikację po prostu widzę obrazki, a moje treści są tylko dla mnie, więc nie mam absolutnie żadnej spiny o jakiekolwiek wyświetlenia czy też regularność. Nareszcie odnalazłem sposób, aby widzieć tylko ładne rzeczy.

O matko... wyszło znacznie dłużej niż sądziłem. W takim razie może zakończmy te moje pożegnanie. Dziękuję wszystkim, którzy byli. Wy daliście mi radość. Natomiast hejterom bez konstruktywnej krytyki nie dziękuję. Szkoda, że nie spełniłem waszych oczekiwań i mam nadzieję, że znajdziecie kogoś, kto je spełni. Albo sami będzie potrafić zrobić coś lepiej. 

Trzymajcie się ciepło i bądźcie bezpieczni. Nie dajcie się zakoronować.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz