Szczerze przyznam, że odkąd mam za sobą Dragon Ball Super, jest mi jakoś tak lżej na duszy. Spokojniej. Nie denerwuję się i nie martwię o przyszłość. Pisklęta przestały kwilić, ja natomiast wlewam sobie ambrozję do szklany i sączę relaksując się przy czymś, co uniwersum Smoczych Kul wyszło dobrze.
Z okazji tegorocznego Dnia Goku, postanowiłem przypomnieć sobie Dragon Ball: Advanced Adventure, które wyszło eskluzywnie na Game Boya Advance – tak, był to taki czas, kiedy w tytule gry najlepiej było zawrzeć nazwę platformy docelowej. Fakt, że tutaj wpisał się wyjątkowo dobrze.
DB:AA to side scrollowany beat 'em up, który fabularnie skupia się na pierwszych tomach naszej ulubionej mangi. Poznajemy Goku, poznajemy jak Goku poznaje Bulmę, a oni wszyscy poznają Kamessenina, Yamchę, a nawet Piccolo Daimao. Za dzieciaka fascynowałem się tym tytułem, potrafiłem grać w niego godzinami i nie odpuściłem aż go wymaksowałem – bo tak kiedyś się robiło, nie to co teraz, jakieś tam platynowanie lub calakowanie. I w końcu mi się to udało, w dodatku na wysokim poziomie trudności. Czy jest to powód do dumy? Zależy, bo Advanced Adventure do najłatwiejszych gier nie należy, chociaż z początku tego można nie odczuwać. Te 10 lat temu jednak byłem zachwycony.
Ale jak dzisiaj wypada zapomniana dwuwymiarowa chodzona bijatyka? Całkiem dobrze, jest prościej niż zapamiętałem, ale nie za prosto. Ładny pixel-art nadal cieszy oko no i wciąż ma w sobie tę magię, która wciąga. A najlepiej byłoby się przekonać na poniższym materiale wideo, który nakręciłem specjalnie z okazji tegorocznego Dnia Goku:
Fakt, że po latach Advanced Adventure przejawia trochę więcej głupot, powtarzalności i słabo zbalansowany level design – o ile coś takiego da się zrobić. Jak się jednak głębiej zastanowić to zaskakuje różnorodność trybów gry, wbrew powtarzalności poziomów. Nie mniej, grało mi się przyjemnie i chętnie skończę te przygody małego Goku jeszcze raz.
Przez to, że DB:AA był straszliwie niedoceniony, dzisiaj jest prawie zapomniany. Ciężko go też w związku z tym znaleźć na serwisach aukcyjnych w kwocie nie rujnującej domowych zaskórniaków. Tym samym i ja musiałem upolować na oryginał i kiedy tylko to się stało, niecały rok temu, oczekiwałem na odpowiedni moment, aby z Wami tutaj sobie tę grę odświeżyć. Okazję mamy, ambrozja jest, można grać. Jeśli nadarzy się okazja – polecam nadrobić na własnej skórze.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz