Z pamiętnika farmera, czyli Story of Seasons: Trio of Towns [3DS]


Nieważne, czy to The Sims, czy któryś z Car Mechanic, nigdy symulatorami nie było mi po drodze. Za młodu patrząc na te tytuły towarzyszyła m swego rodzaju odraza i zdziwienie typu "jak ktoś może w to w ogóle grać". Z podobnego powodu unikałem Harvest Moonów, twierdząc, że ta seria nie jest dla mnie kompletnie, nigdy w to nawet nie grając. Dlatego też każdy rozsądny człowiek na moim miejscu koniec końców musiał zainteresować się jakimkolwiek farming simem, aby w końcu móc z całkowicie czystym sumieniem powiedzieć "te gry to szajs".

No. Te gry to szajs.

Oczywiście dla takiego laika w temacie jak ja. Starzy wyjadacze mogą spokojnie wracać do swoich przenośnych farm, ciesząc się jedną z najlepszych gier w gatunku od dawna, co niedawno udowodnił Elanczewski w swojej recenzji. Jeśli jednak ktoś jest ciekawy zupełnie innego spojrzenia na symulator sadzenia rzodkiewek, zapraszam do scrollowania dalej. Nie traktujmy tego jednak jako pełnoprawnej recenzji, bo do tego musiałbym poświęcić kolejnych 30h gry. Niechaj będzie to bardziej jako archonowy podgląd.

Początek gry to retrospekcja głównego bohatera, kiedy ten jako młody bąk przez jeden dzień z jakiegoś powodu przebywał na wsi i... bardzo mu się to spodobało. Zdecydował, że w przyszłości zostanie farmerem. Po trupach Po kłótni z rodziną udaje mu się dotrzeć do celu – powraca na starą farmę, o którą musi zadbać własnymi rękoma. Tak oto zaczyna się wielka przygoda w Story of Seasons!


Jest pizza, jest impreza!

No, dobrze, przesadziłem. Wielka przygoda może to nie jest, ale z całą pewnością jakieś wyzwanie dla laika zostało tu przygotowane. Story of Seasons, w myśl wcześniejszych Harvest Moonów to mocno uproszczony symulator życia na farmie. Głównym zadaniem protagonisty stworzonym wcześniej w kreatorze jest... no cóż, życie na farmie. Tak więc należy psychicznie przygotować się na rozkopywanie grzęd, sadzenie ziemniaków, fasoli i innych warzywek i ich podlewanie. Plony sprzedaje się za niebotyczne pieniądze, a później znowu zasiać, zebrać, sprzedać. Z czasem, jak ktoś bogaty, kupi sobie kurkę, albo krówkę, albo jedno i drugie i będzie miał dodatkowy przychód. I tak to się żyje na tej wsi.

Pamiętajcie tylko, że to nie jest ten Farming Simulator z pecetów. Tutaj pole przypomina bardziej ogródek pod domem, niż faktyczne pole, jakie znamy w Polsce.

Na start dostajemy dwa tysie srebrników i kilka nasionek, ale to wszystko. Jeśli chcemy coś więcej, np. inne warzywo, kwiat, albo chociaż jedzenie, trzeba na to zarobić samemu. Pierwsze dni to tak naprawdę żebranie o jakiekolwiek monety, za które można by było nasiona najpierw kupić. Story of Seasons stara się ułatwić ten czas dając graczowi do dyspozycji zadania poboczne. Firma zajmująca się organizacją pracy tymczasowej chętnie przyjmuje wszystkie ręce do pracy, dlatego ogłoszeń ma dość sporo. I jak to na początku bywa, nie od razu jest łatwo... Czasami nawet jest niemożliwie do wykonania.


Na start do dyspozycji są questy ze zdobyciem mleka lub jajek lub kwiatów. Ale jako początkujący rolnik nie miałem żadnej z tych pozycji. No to pomyślałem, że kupię. Ale w sklepach też nie ma. A zanim jakiekolwiek warzywo urośnie to jeszcze parę dni musi minąć. A co dopiero kupno krowy, na którą jestem za biedny o jakieś dwa tysiące dukatów. Dzięki, SoS. No, jest jeszcze inny sposób zarobku, mianowicie dystrybucja wyhodowanego towaru pomiędzy tytułowym trójmiastem. To proste – przy domku stoi skrzynia, do której wkłada się rzeczy na sprzedaż (dokładnie na tym też polegał powyższy quest). Na początku oznacza to, że będziemy tam wrzucać dosłownie wszystko co uda się zebrać z ziemi, czy to chwasty, czy jakiś kamień. Zarobek z tego niewielki, ale będzie wręcz jedyny.

Z drugiej strony, same zajęcia jakie wykonujemy na polu, np. oranie, odbywa się tylko przez trzymanie "A". Nic więcej nie trzeba. Podlewanie? Przytrzymaj "A". Może trzeba ściąć drzewo? "A" ci wystarczy. Przy całym swym uprzykrzaniu życia, Story of Seasons mocno uprościło typowe ciężkie fizycznie zadania, aby i gracz się zbytnio nie zmęczył.


Na szczęście, w tym przypadku żadne zadanie nie jest całkowicie wiążące i z tego co się zorientowałem jest to jedna z cech tej już dwudziestoletniej serii. Za niewykonanie zadania pobocznego nie przydarzyły mi się żadne konsekwencje. Nie muszę też upierać się na hodowli warzyw, mogę skupić się na samej zwierzynie. Albo po prostu na niczym, mogę zacząć łowić ryby. Albo i to nie, mogę przepić wszystkie pieniądze w restauracji i umrzeć.

Ja jako laik, bawiłem się... średnio. Po kilku godzinach byłem już nawet zmęczony (dlatego też recenzja odwlekała się w czasie). Czasami nawet cieszył mnie rozwój farmy i faktycznie angażowałem się w zbieranie drewna, żeby wybudować nowy kurnik. Ale później powracało zniechęcenie. Jak to ktoś wcześniej powiedział, jestem niekompatybilny z takimi grami i dość obrazowo przedstawił mój problem. Abstrahując od tematu gry, nie podobała mi się również cała otoczka audiowizualna – nawet jak na 3DSa jest biednie i tanio, animacje postaci to żart, trzeba też się nastawić na powtarzanie ciągle tej samej muzyki. Pamiętajmy też, że patrzymy w tym przypadku na typową japońszczyznę – główny bohater to dorosły facet, który wygląda jak trzynastolatek (i to nie jedyna postać wyglądająca jakby przed chwilą wyszła z podstawówki). Ten nie-europejski projekt jest odczuwalny przy każdej postaci, np. listonosz to ktoś w rodzaju Casanovy (?), a lekarz jest również młodym i genialnym naukowcem z dziwną fryzurą. Dobrze, że nadrobiłem tą straszną zaległość w postaci gier typu farming-sim, ale raczej już do nich nie wrócę. Po kilku godzinach mam dość, a przy takim Animal Crossing wytrzymałem ich kilkanaście.


Story of Seasons od początku stara się kreować jako gra dla najmłodszych, ale szczerze wątpię, aby pokolenie ówczesnego stulecia dobrze się przy tym bawiło. Początkowa nuda odstraszy nawet ich, a później, w przypływie ogromnej ilości pracy i planowania gospodarki i jej rozwoju, stanie się to zwyczajnie za trudne. To raczej pozycja dla starych fanów, którzy zjedli zęby na grach bez końca tego typu. Ewentualnie nowi gracze tez mogą spróbować swoich sił, poza przydługim wstępem to dość przystępna pozycja na start.

Za kod do recenzji serdecznie dziękuję Nintendo Polska.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz