Samus strikes back!


Gdybym miał wskazać najbardziej niedocenione serie gier wideo, jedną z nich z całą pewnością byłby Metroid. Rok temu obchodziliśmy trzydziestą rocznicę powstania cyklu i po raz kolejny nie doczekaliśmy się żadnych oficjalnych ogłoszeń. Nie wiedzieliśmy jednak, że Nintendo pracuje nad remakiem drugiej odsłony. Od kilku lat, czekając na pełnoprawnego nowego Metroida, miałem nadzieję, że nie będzie to żaden remake, a w końcu kontynuacja. Stało się inaczej, ale myśląc logicznie to jedna z najlepszych decyzji, jakiej mogliśmy być świadkami.

Składa się na to kilka czynników. Ostatnim dwuwymiarowym Metroidem (niektórzy tylko te uważają za te prawdziwe) było Zero Mission na Game Boya Advance z 2004 roku, remake pierwszej części z NESa. Samus Returns na 3DSa to remake drugiej części, która pierwotnie wyszła na pierwszego Game Boya. Dzięki takiej decyzji starzy i nowi fani są w stanie wskoczyć do serii w najciekawszym momencie – podczas eksterminacji tytułowych form życia. Moment ten zapisuje się na kartach historii i znacznie wpływa na następne wydarzenia. Przy okazji odświeżona wersja pozwala bez bólu przez niego przejść, ponieważ oryginał był co najwyżej średnio udaną pozycją.

Strasznie żmudną, monotonną i trudną. Nie było problemem zabłądzenie w korytarzach jaskini, ponieważ nie było czegoś takiego jak mapa. Od początku byliśmy rzucani na pastwę losu i nikt i nic nie podpowiadało nam, co można zrobić dalej. Moim zdaniem Metroid II: Return of Samus był najsłabszym tytułem serii. Dlatego też remake tej gry to dobra decyzja, przed wyruszeniem w dalszą drogę z serią, która na naszych oczach wstaje z kolan.

Chociaż eksterminacja Metroidów to główny cel, nie będą to jedyni bossowie z jakimi trzeba będzie się zmierzyć.

Niepokoiłem się także o to, że przez nowe elementy Samus Returns stanie się tytułem niezwykle łatwym, takim, który przechodzi się sam. Nic bardziej mylnego. Gra jest trudna z kilku powodów. Po pierwsze od razu jesteśmy rzucani na głęboką wodę bez jakiegokolwiek koła ratunkowego. Nikt niczego nie podpowie, a na mapie nie oznaczają się następne punkty zwiedzania, jak to było np. w Zero Mission. Po drugie w trakcie tej kąpieli będzie nas gryźć dużo różnych i złośliwych rybek, i zrobią to niezwykle skutecznie. Wszystko wokół nas chce nas zabić. Tracimy HP dużo i szybko, bo wszystko w Samus Returns dzieje się momentalnie. Samotna łowczyni nagród biegnie bardzo zwinnie i przez to łatwo wpaść na kolejnego robaka pragnącego krwi. Od niego odbijamy się na nietoperza, by dalej spaść na radioaktywne wodorosty. Taka kombinacja sprawia, że w ciągu 5 sekund można stracić dużo ponad 200 HP, co bez kilku energy tanków kończy się zgonem Samus. Ale jest jeszcze główny zainteresowany, bohater tytułowy. Sam Metroid – kiedy ruszy na nas swoim chargem – może zdjąć ponad 50 HP jednym atakiem. A wyższe formy ewolucji pasożyta są jeszcze silniejsze.

W Samus Returns postawiono na bardzo prostą konstrukcję świata. W każdej strefie jest określona ilość Metroidów do zabicia. Bez tego nie da się dalej przejść, droga jest zablokowana toksynami. Dopiero DNA martwych kosmitów odblokowuje przejście. Na screenie wyżej potrzebnych jest 10 sztuk, z czego 4 zostały już zuploadowane.

O dziwo im dalej w głąb, tym jest jednak łatwiej. Na moje oko mniej więcej w drugiej połowie gry nie trzeba się już wyjątkowo napocić, by uniknąć wielu niesprawiedliwych zagrań w wykonaniu fauny zamieszkującej planetę SR388. Jedna sprawa, że po prostu ogarniamy już chaos związany z klawiszologią oraz to, co dzieje się na ekranie. To przede wszystkim usprawnienia kombinezonu Samus odnajdowane na planecie sprawiają, że jest łatwiej. Większa liczba punktów zdrowia i lepsza broń powodują, że nie trzeba być przesadnie czujnym, a przeciwnik zabierający 20 HP zwykłym dotknięciem aż tak nie straszy. Oczywiście nadal przez serię niefortunnych zdarzeń można stracić dobre 300 HP na jednym korytarzu. True story.


Produkcja staje się również wyjątkowo trudna, kiedy zwyczajnie nie będziemy korzystać z dodatkowych ułatwiaczy, jakie zostały specjalnie dodane. Ja w taki sposób właśnie grałem i uwierzcie mi na słowo, ta metoda daje dużą satysfakcję. Zrobiłem to w myśl poprzedniczek, jako że tam nie można było przeskanować dużego wycinka mapy lub odbijać przeciwników w bezpośrednim starciu. Wiem, że to może okazać się niewykonalne, a nawet dziwaczne, bo np. mapy rejonów są kolosalne – to zdecydowanie największy dwuwymiarowy Metroid do tej pory. Ale naprawdę warto spróbować takiego sposobu zabawy.

Jako, że to pierwsza dwuwymiarowa odsłona na konsolę z dwoma ekranami, nareszcie możemy się przekonać jak to jest grać w Metroida z mapą na dolnym ekranie. Jest nawet funkcja dodawania własnych znaczników! Na powyższym screenie to te czerwone.
Niezwykle cieszy mnie fakt, że podczas wyposażania protagonistki w nowe możliwości, deweloperom  udało się zachować ten niepodrabialny klimat starych części. Ponownie jak i w poprzednich tytułach, jest kilka różnych rodzajów drzwi, "ślepych uliczek", poukrywanych znajdziek. Największym plusem jest tu jednakże oprawa audiowizualna. Świetna, klimatyczna muzyka zainspirowana znanymi motywami z poprzedniczek bardzo dobrze koresponduje z kolorową grafiką, do której zostaliśmy przyzwyczajeni w pozostałych odsłonach tej kosmicznej serii. Wszystko wygląda tak, jak powinno. Planeta jest podzielona na kilka obszarów i faktycznie czuć, kiedy zmienia się sceneria. W tle widoczne są różne większe i mniejsze stworzenia, przez co odczuwamy, że ta planeta po prostu żyje i jest jednocześnie całkowicie obca. A do tego efekt 3D, który działa świetnie. Przyznam, że nie spodziewałem się, że jeszcze go zobaczę w nowej grze na Nintendo 3DS.


Jestem niesamowicie pozytywnie zaskoczony Metroid: Samus Returns. Jakość wykonania finalnego produktu przewyższyła moje najśmielsze oczekiwania. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to chyba tylko do mało zróżnicowanej fauny planety SR388. Wiem, że może być to wynikiem zamieszkania na niej Metroidów, ale flora została całkiem fajnie zróżnicowana w zależności od rejonu planety, co powinno raczej pociągnąć za sobą również zwierzynę. Nie jest to jednak rzecz, która wpłynęłaby negatywnie na moją końcową ocenę.

Już dawno nie cieszyłem się w trakcie gry tak, jak przy Samus Returns. Może parę miesięcy temu przy Crashu. Zdecydowanie warto było czekać. To świetna pozycja nie tylko dla starych wyjadaczy stęsknionych za twardą blondyną, ale również dla nowych, którym pomaga intro na samym początku tłumaczące poprzednie fabularne wydarzenia oraz level design. Konstrukcja fabuły, a więc i poziomów wymusiła na twórcach minimalny backtracking, którego w innych częściach jest niestety sporo. Tutaj prze się tylko na przód, a to, czy chcemy gdzieś zawrócić, by poszukać kolejnego upgrade’u, zależy tylko od nas. Jeśli o mnie chodzi, uznaję ten remake za najlepszą dwuwymiarową odsłonę. Do tej pory królował tutaj niedościgniony Super Metroid, ale chyba pora aby reprezentant młodszego pokolenia przejął tron. Welcome back Samus. Świetnie, że do nas wróciłaś.

Za pomoc w redagowaniu tekstu dziękuję Elanczewskiemu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz