A na 25-lecie było tak... The Legend of Zelda: Skyward Sword [Wii]

Grafika promocyjna The Legend of Zelda: Skyward Sword.

Chociaż trzydziesta rocznica serii nie jest obchodzona tak hucznie, jakbyśmy tego chcieli, 5 lat temu było zgoła inaczej. W 2011 roku fani po raz pierwszy zobaczyli podtytuł najnowszej części,  Skyward Sword, która również była odkładana w czasie przez 3 lata. Podczas pierwszej prezentacji gry fani przeżyli nie lada szok – to nie miało nic wspólnego z pierwszą grafiką koncepcyjną zaprezentowaną pare lat wcześniej. Zamiast poważnej i mrocznej stylistyki, podobnej do tej z Twilight Princess, dostaliśmy coś zupełnie innego. Postanowiono połączyć wymienione wcześniej TP z kolorowym i cellshadingowym Wind Wakerem.

The Legend of Zelda: Skyward Sword różni się od swych poprzedniczek pod wieloma względami i mowa tutaj również o tytułowej bohaterce. Tym razem Zelda to nastolatka, która jest przyjaciółką Linka od samego początku. Nie ratujemy pięknej, dostojnej, wyniosłej księżniczki Hyrule, ale naszą, wciąż piękną, przyjaciółkę. Dzieje się tak, ponieważ Skyward Sword jest pierwszą grą w chronologicznej kolejności serii, w czasach kiedy Hyrule nie jest jeszcze oficjalnie odkryte przez ludzi. Wszyscy zamieszkują wysepki ponad chmurami, zaś nasi bohaterowie pochodzą z największej z nich, Skyloft. Link również nie jest już młodzikiem trzymającym miecz pierwszy raz w życiu, a uczniem szkoły rycerskiej. Przemierzając Skyloft zauważymy właśnie innych uczniów z tejże szkoły w bardzo dobrze znanym nam klasycznym stroju Linka. Skyward Sword definiuje pierwszy początek – strój legendarnego bohatera to tak naprawdę uniform pierwszej szkoły rycerskiej. Niestety, na tym koniec innowacji, cała fabuła zostaje spłycona do zwykłego ratowania damy w opałach z rąk złego demona. Jednakże po głębszym zastanowieniu się wychodzą na jaw wszystkie kwiatki, niedbałość i szczegóły i lenistwo Nintendo. Niestety historia nie jest tak spójna jak w innych częściach, w dodatku przeczy nieco umiejscowieniu na osi czasu. Tym razem dostaliśmy produkt, który w tej kwestii został zwyczajnie przekombinowany.


Pomimo, iż na początku zawiodłem się stylistyką gry, nie mogę powiedzieć, że wypadła ona brzydko. Trzeba przyznać, twórcy stanęli na wysokości zadania, SS zostało ustylizowane na "ruchome obrazy" na płótnie, w czym cellshading wypadł znakomicie. Ponieważ Wii nie obsługuje HD, zrobiono wszystko, aby gra wyglądała świetnie również na telewizorach z wysoką rozdzielczością. Dalsze obiekty są lekko rozmazywane dodając głębi oraz potęgując efekt malarski. Niestety, zawsze jest druga strona medalu. Nie wszystkie lokacje są tak dopracowane wizualnie. Mało tego, Skyloft jest niemalże martwe. Spotkamy tu zaledwie pięciu bohaterów. Wyspa nie jest kolosalnych rozmiarów, ale na samym placu głównym można było umieścić zdecydowanie więcej NPC-ów. To samo zauważymy wylatując poza jej obręb. Wysp, na których możemy wylądować i zrobić kilka kroków ponownie jest zaledwie pięć. Co gorsza, tak naprawdę nie ma nic co moglibyśmy na nich zrobić (wyjątkiem jest jedna wysepka z barem). Skyloft jest jedynym miastem w całej grze. Zapomnijcie o innym pomniejszych lub większych wioskach. Tylko nasz dom jest miejscem, w którym z kimś porozmawiamy. To dotyka największego minusu gry, którym jest jej wielkość. W Skyward Sword wbrew pozorom nie ma co zwiedzać. Ponad chmurami możemy polecieć gdzie tylko zechcemy, ale jak już wspomniałem nie ma zbytnio gdzie. Poniżej chmur mamy nieodkryty ląd, Hyrule, które dzieli się na 3 strefy: Faron Woods, Eldin Volcano oraz Lanaryu Desert. Lokacje te, choć mogą sprawiać wrażenie dużych, są jednak zamknięte, ograniczone co nadaje całej grze liniowości. Nie imponuje to w momencie, kiedy Link stał się znacznie bardziej mobilny, może biegać i wskakiwać na wysokie półki skalne. Świątynie są teraz nieco inne, ale również dużo mniejsze. Dodatkowo, zostały skonstruowane tak, że nigdy nie będziemy mieli więcej niż jeden mały klucz naraz, a mapę w świątyni znajdujemy teraz dopiero w jej połowie, albo i jeszcze później, z od razu zaznaczonymi skrzynkami. Na szczęście Nintendo postanowiło nie oszczędzać w kwestii oprawy muzycznej. Po raz pierwszy w serii zaserwowano nam soundtrack w całości nagrany przez orkiestrę symfoniczną. Oczywiście bardzo to pasuje do serii i chciałoby się rzecz "czemu dopiero teraz?". Utwory stały się wręcz podniosłe, zaś starcia z bossami nabrały epickiego klimatu.


Warto również wspomnieć o towarzyszce Linka, Fi. W sieci ciężko odnaleźć osobę, która nie narzekałaby na tę postać. Fakt, że jest to bohaterka inne niż do tej pory, ale chyba nie jest bardziej irytująca niż Kaepora Gaebora z Ocarina of Time. Fi zasłynęła formalnym do bólu sposobie mówienia. Przez to, stosuje dużo dziwnych, niezrozumiałych formuł i ciężko dorzec u niej jakiekolwiek emocje. Moim zdaniem, tego typu opnie są przesadzone. Taka osobowość pasowała mi do takiej postaci.

The Legend of Zelda: Skyward Sword to jedna z nielicznych gier, która wymaga dodatkowej przystawki, jaką jest WiiMotion+. Dzięki niej, konsola znacznie lepiej widzi nasze ruchy, nawet to czy obracamy Wiilot względem jego własnej osi. Nintendo od samego początku dążyło do utożsamienia się z głównym bohaterem. Od zarania dziejów to my nadajemy imię głównemu bohaterowi, ale teraz możemy naprawdę się nim stać. Wiilot to nasz miecz, zaś nunchack to tarcza. Rozwiązanie bardzo proste i logiczne i sprawdza się jak mało które. Dzięki WiiMotion+ to my ścinamy krzaczki trawy, rozbijamy garnki, rzucamy bomby. My jesteśmy Linkiem i możemy tego doświadczyć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Gameplay jest bardzo satysfakcjonujący. Moje Wii nigdy nie miało problemów z odczytaniem ruchów w Skyward Sword, ta gra działa niemal idealnie. Takie sterowanie wymusza wykorzystanie go do zagadek, tak też zrobiono.Duży klucz teraz nie jest kluczem, a czymś w rodzaju figurki, którą trzeba włożyć pod odpowiednim kątem do otworu, do czego ponownie posłuży WiiMotion+.


Mógłbym jeszcze trochę rzeczy nawymyślać, ale to nie ma sensu w tym przypadku. Wielu złośliwców już dawno zrobiło to za mnie, w dodatku znacznie lepiej. Mi The Legend of Zelda: Skyward Sword bardzo mi się spodobała – po pierwszym przejściu gry od razu zacząłem przygodę od nowa na Hero Mode, co dało mi łącznie 80 godzin wyjętych z życia. Świetna i niepowtarzalna strona audiowizualna oraz genialny gameplay to główne plusy tej produkcji. Do minusów można zaliczyć dziurawą fabułę oraz niewielkie rozmiary lokacji jak i całej gry. Mimo wszystko, uważam Skyward Sword za solidną produkcję oraz jedną z najlepszych gier na Nintendo Wii. Dzisiaj duża rzesza fanów marzy o dostępie tej części na Virtual Console Wii U. Trzymam kciuki, żeby w końcu taki moment nadszedł.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz