Upiorna Panna Młoda Sherlocka – specjał zmieszany, niewstrząśnięty

Sherlock & Watson Team. Fragment grafiki promocyjnej.

Nigdy nie byłem fanem postaci Sherlocka Holmesa. Nigdy nie przepadałem za nim jakoś specjalnie, nie interesowałem się, nie fascynowałem. Nie uważałem też, że jest to postać wyjątkowo dobra, ani zła. Po prostu nie interesowałem się książkami, których jest bohaterem. Moje spojrzenie na jego charakter znacznie zmieniła kreacja Roberta Downeya Jr. Nadal nie sięgnąłem po żadną z książek, ale zainteresowałem się serialem BBC, który... zwalił mnie z nóg. Świetna idea przeniesienia geniusza do czasów współczesnych świetnie współgrała ze znakomitymi zagadkami i scenariuszami. Dowiedziawszy się o odcinku specjalnym, który ma dziać się w czasach wiktoriańskich, spodziewałem się wszystkiego... Tylko nie tego, co zobaczyłem na ekranie.

Udało mi się zakupić bilety do kina, co nie było proste, zważywszy na to, że rozchodziły się w mgnieniu oka. Chciałem się dobrze bawić. I się bawiłem! Ale do czasu. Film/odcinek wypada świetnie w trakcie oglądania, jednakże w pewnym momencie czar pryska, zaś po seansie opinia staje się coraz mniej pozytywna. Sherlock i Upiorna Panna Młoda zaczyna się identycznie, niczym w pierwszych odcinkach serialu. Tylko, że... no wiecie, w XIX wieku. Słyszymy dokładnie te same teksty w tych samych sytuacjach. Ten odcinek faktycznie jest w pewnym sensie wersją alternatywną wydarzeń ze współczesności. Na szczęście twórcy nie pokazują nam tych spraw, ale w innym wieku, a przechodzą do następnej. Tytułowa panna młoda, niczym zombie nawiedza mężczyzn w nocy kończąc ich żywot. Sherlock nie wierząc w duchy, przyjmuje zlecenie zdemaskowania spisku.

I dopóki tkwimy w tej sprawie, wszystko jest naprawdę świetne. Piękne kostiumy, scenografia, charakter bohaterów. Wszystko ma sens. W pewnym momencie, jak już wspomniałem, czar pryska, kiedy następuje pomieszanie z poplątaniem w głowie Sherlocka. Główny bohater wchodzi w świątynię umysłu świątyni umysłu... swojego umysłu... Wszystko to sprawia, że odcinek ten nie jest alternatywą czy historią poboczną. Autorzy sugerują, że jest to swego rodzaju prequel do czwartego sezonu. Cała historia niestety na tym traci, zarówno współczesny Sherlock, jak i ten z XIX wieku. Przestajemy go lubić, czy podziwiać. Pojawiają się dziwaczne umoralniania, zupełnie znikąd.

Odcinek ten jednak wygrywa Martin Freeman w roli Johna Watsona. Odniosłem wrażenie, że tym razem miał więcej miejsca i czasu dla siebie na ekranie. Pomimo swej horrorowatości, autorzy starają się nas rozmieszać, i to dość często, i to właśnie dzięki temu lekarzowi wojennemu. I co najważniejsze, robią to skutecznie.

Ciężko mi się ustosunkować do tego odcinka specjalnego. Nie jestem jakiś szczególnym fanem serialu, chociaż bardzo mi się podoba. Sherlock i Upiorna Panna Młoda jest prawie tak samo dobry, jak wcześniejszych 9 odcinków. Miłośnicy serialu będą zachwyceni i zapewne nie będzie im nic przeszkadzać. Sam jednak mam uczucia mieszane. Jest to nadal porządna dawka akcji, intrygi i świetnych kostiumów. Ja na chwilę obecną muszę odpocząć od postaci genialnego detektywa, ale za jakiś na pewno wezmę się za książki z jego udziałem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz