Cóż za piękna gra... Metal Gear Solid 3: Snake Eater [PS2]

Grafika promocyjna wydana z okazji MGS HD Collection.

Dwa słowa: Hideo Kojima.

Trzeba to głośno powiedzieć: seria Metal Gear nie jest dla każdego. Ma ona wielu zwolenników, jak i przeciwników. Co zabawne, rzeczy, które chwalą fani są całkowicie krytykowane przez sceptyków. Metal Gear to seria bardzo specyficzna, która nie każdemu przypadnie do gustu i jeśli nie porwie Cię od razu, prawdopodobnie nie zrobi tego w ogóle, ponieważ już dawno o niej zapomnisz. Nawet najlepiej oceniana odsłona, Snake Eater, od samego początku dokazuje swoimi przydługawymi scenkami i nudą.

Akcja Metal Gear Solid 3: Snake Eater rozgrywa się w 1964 roku. Amerykański żołnierz zostaje wysłany na misję na teren Związku Radzieckiego w celu odbicia przetrzymywanego tam naukowca specjalizującego się w broni nuklearnej. Ze względu na to jak trudny był to okres, wszystko musi przebiec po cichu, bez świadków, bez oficjalnego wsparcia. I... jest to tak naprawdę tylko wstęp do gry, trwający ok. 1.5 godziny. Ci, którzy grali w MGS2, wiedzą, jak bardzo zawiła fabuła stała w pewnym momencie. Trudno było już nadążyć za rozmowami bohaterów, czemu wcale nie pomagał patetyczny ton czy kompletny brak charakteru protagonisty. W MGS3 jest prościej, chociaż nie bez niespodzianek. Mamy tutaj tak naprawdę do czynienia z pastiżem szpiegowskiego kina akcji rodem filmów z Jamesem Bondem. Uratowanie doktora Sokolova nie mogło być takie proste, jak się wydawało, a za wszystkim kryje się jeszcze większy spisek niż zachowanie pokoju na świecie. Nie dajcie się jednak zmylić - fabuła w tej grze jest naprawdę dobra, a bohaterowie są z "krwi i kości". Każdy z nich ma swój unikatowy "sposób bycia". Niektórych polubimy od razu, z innymi być może będziemy się identyfikować. Trzeba jednak przyznać, że MGS3 nie powtarza błędów poprzednika.

Główny bohater to Naked Snake, żołnierz, który później zasłynął jako Big Boss. Snake pozostaje na pastwę losu w radzieckich dżunglach. Aby przeżyć, musi radzić sobie sam, znajdować pożywienie, broń, zszywać rany. Hideo Kojima bardzo zwrócił uwagę na te szczegóły, i tak oto, naprawdę nasz bohater zostaje ranny, a gracz musi wybrać odpowiednie opcje, aby go uleczyć. Rany mogą regenerować się z czasem, należy jednak mieć na uwadze, to, że tak jak w prawdziwym życiu, nie wyjęta kula od pistoletu zrośnie się z ciałem powodując problemy w przyszłości. Dopóki rany nam się nie zagoją, nie zregeneruje się również HP, zaś im mniej staminy, tym wolniej te gojenie się trwa. Wszystko ma wpływ na wszystko. Stamina w grze jest bardzo ważna. To ona dyktuje nam czy jesteśmy głodni, jak dobrze goją nam się rany. Im mniej staminy, tym bardziej trzęsą się nam ręce w trakcie celowania w FPP.

Innym bardzo ważnym aspektem gry jest samo skradanie się. Co prawda, "trójkę" można przechodzić niczym rambo - w pewnym momencie wrodzy żołnierze po prostu się skończą. Osobiście jednak bardzo nie lubię takiego rozwiązania. Uważam, że w tej serii właśnie nie chodzi o takie przejście gry. Cieszę się, jednak, że jest wybór. "Trudniejszą" drogą, czyli skradanie się ułatwia nowość w postaci kamuflażu. Wcześniej mieliśmy do dyspozycji tylko kartonowe pudło. Tym razem, w dżungli możemy wybierać kolorystykę stroju oraz farby na twarzy. Wszystko po to, aby niczym wąż przemknąć niezauważonym wśród wrogich żołnierzy. Kamuflaż ten nie dostosowuje się oczywiście automatycznie - za każdym razem, będąc na innym podłożu musimy (jeśli tylko chcemy) wchodzić do menu i zmieniać strój. 

Gra przeszła rewolucję nie tylko pod tym względem. Cała filmowa otoczka znacznie zyskała. Cutscenki są na jeszcze wyższym poziomie niż dotychczas, mało tego, możemy mieć na nie drobny wpływ. W pewnych momentach możemy przełączyć się na widok z oczu głównego bohatera. Dzięki temu całą historię przeżywamy jeszcze bardziej osobiście. Czyż to nie jest piękne?

Metal Gear Solid 3 jest dużą produkcją i fani wyczują to w pierwszych chwilach. Hideo Kojima włożył mnóstwo serca w historię początku Big Bossa. Mamy mnóstwo nawiązań to prawdziwych wydarzeń i organizacji ówczesnych czasów, a także niezwykłą dbałość o szczegóły. Najznamienitsze dzieło serii ostatnio przeżywałem ponownie w odświeżonej wersji, dzięki Metal Gear Solid: Legacy Collection. Oczywiście, jak wszystko na tym świecie, nie jest to gra bez wad. Szkoda, że nie dopracowano samego leczenia ran - kolejność wykonywania poszczególnych czynności nie ma znaczenia. Zdaję sobie sprawę, że jest tak po to, aby nie powodować frustracji graczy. MGS3 cierpi również na kiepską kamerę i wcale nie lepszą sztuczną inteligencję wrogich żołnierzy. Nie była to też najładniejsza gra na ówczesną generację. Nie są to jednak wady, które uniemożliwiają grę. Ba, uważam, że nie są to wady w ogóle istotne. Snake Eater swego czasu był grą niezwykle innowacyjną, świeżą, pomysłową, nowatorską. Piękną. Genialną. Jest to też tak naprawdę jedyna gra, w której chce mi się polować na trofea. Zawsze olewam ten aspekt w nowszych produkcjach. Nie dla mnie uganianie się za 352 rodzajami itemów po to, żeby mieć brązowy obrazek w konsoli. Nigdy nie miałem specjalnie ochoty na tego typu zabawy, już nie mowa o czasie. Metal Gear Solid 3 sprawia, że chce mi się przejść go jeszcze raz, i jeszcze raz i zawsze trochę inaczej, aby wpadły jakieś nowe pucharki. Jest to jedna z najlepszych gier w jakie miałem zaszczyt zagrać do tej pory.

Dwa słowa: Hideo Kojima.

Fragment okładki MGS3: Subsitence

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz